piątek, 27 listopada 2009
Nałkowe ałtorytety dla lemingów
Miał już być koniec z globalnym ociepleniem, ale po przeczytaniu artykułu Adama Wajraka z wyborczej po prostu nie wytrzymałem. Zacny ten fotograf i obrońca zwierząt, zwolennik Greenpeace i ginących gatunków przekracza granice idiotyzmu dozwolone dla gimnazjalisty. Grynpic grynpicem, ale po koszmarnej wpadce oszustów z angielskiego uniwersytetu, fałszujących dane meteorologiczne, żeby im się z modelami globalnego ocieplenia zgadzały, ni mniej nie więcej, tylko śmie pouczać maluczkich, że musimy wierzyć naukowcom, a nie nawiedzonym blogerom. Ałtorytetom trzeba wierzyć, globalnym.
Jako że z sympatią odnoszę się do Wajraka, należy mu się odpowiedź, bowiem w swoim artykule ani słowem nie wspomina o wycieku danych z fałszerskiego uniwersytetu, zupełnie tak, jakby to się wydarzyło na Marsie. Ano nie wydarzyło się na Marsie, tylko w głównym instytucie, przygotowującym za państwowe pieniążki ekspertyzy i modele do podbudowania "naukowej" teorii globalnego ocieplenia. Szef Instytutu, niejaki pan Jones, także nie zauważa kryminalnego tła swoich działań, nazywając je "niefortunnymi", ot taka wpadka przy naukowych badaniach. Oto reklamówka instytutu, z którego wyciągnięto kompromitujące dane.
CRU prowadził badania klimatu w formie międzyrządowego panelu ds. zmian klimatu Intergovernmental Panel on Climate Change IPCC, przygotowując dokumenty negocjacyjne do dyskusji nad tzw. protokołem Kioto, a obecnie do najbliższej rundy klimatycznej w Kopenhadze. Wśród sponsorów (patrz poprzedni wpis) jest Unia Europejska, ministerstwo edukacji, NATO i parę innych instytucji rządowych. Praca badawcza jest zacna, zabiegi dążące do jakiegoś sensownego międzynarodowego porozumienia, które jeszcze dałoby sie zrealizować, chwalebne, ale nie za każdą cenę, a zwłaszcza szalbierstwa pseudonaukowców.
CRU ma najobszerniejsze dane klimatyczne, zebrane z całego świata, którymi jednak nie chce się podzielić. Konsekwentnie odmawia udostępnienia zarówno danych innym ośrodkom, jak i metodologii swoich badań, poddając swe publikacje jedynie ocenie zaufanych naukowców. Wychodzi z tego kółko wzajemnej adoracji i z tego powodu ośrodek powszechnie jest kontestowany przez środowisko naukowe za swoją stronniczość oraz z góry założone tezy. Rzecz idzie nie o poprawność tych tez, ale metodologię. Nauka jest wolna i polega na prawdzie. Wyniki badań, ale także materiały do nich, są publikowane właśnie po to, żeby inni mogli swoją pracę posunąć naprzód oraz zweryfikować to, co zbadali inni. Tak działa świat naukowców, w odróżnieniu od świata reklamy i polityki.
Otóż wpadka CRU, o czym autorytety moralne i naukowe w wyborczej nie zająknęli się ani słowem, polega na tym, że wyciek danych obnażył kryminalne fałszowanie danych oraz ukrywanie wyników badań celem wydrukowania założonej tezy. Jednoznacznie wynika to z treści opublikowanej korespondencji, którą pan Jones nazwał niefortunną. Za takie autorytety naukowcom dziękujemy, bo to nie naukowcy, ale co najwyżej nieudolni propagandyści. Nieudolni, bo nawet prawidłowo fałszować i ukrywać nie umieją.
Otóż konkurencyjne środowiska klimatologów, a wbrew opinii Wajraka są one nad wyraz liczne, wręcz przeważające, od dawna usiłują zmusić CRU do upublicznienia swoich danych, bowiem są one unikalne i najobszerniejsze. Każdy, kto chciałby polemizować, albo choćby prowadzić równorzędne badania do IPCC, chciałby (musiałby) je mieć. Niestety CRU zazdrośnie swych tajemnic strzegło, tak dalece, że udostępniało dane tylko zaufanym naukowcom, pracującym dla potrzeb IPCC. Zadziwiająca tajemniczość wybitnych autorytetów naukowych. Możnaby pomyśleć, że klimat to jakaś tajna broń, coś jak bomba atomowa.
Ostatnio z wnioskiem o upublicznienie danych na mocy ustawy o dostępie do informacji publicznej (Freeedom Of Information FOI) wystąpił niejaki pan Steve McIntyre. 13 listopada (piątek) pan Jones odmownie wysłał go na drzewo, a już po tygodniu dane z instytutu oraz kopie korespodencji mailowej były w internecie. Ciekawie wygląda ich zawartość, mianowicie ostatnia wiadomość z udostępnionej korespodencji (linki pod poprzednimi wpisami) pochodzi z 12 listopada.
Nie było żadnych hakerów
Robocza hipoteza zezowatego, z którą zgadza się m.in. wybitny angielski Chmurka, jest taka, iż Jones przestraszony możliwością skutecznego wyegzekwowania dostępu do danych przez McIntyre, nakazuje 13 listopada skopiować całe archiwum robocze do jednego pliku, aby mieć w razie czego dane w poprzedniej postaci. Jak wiadomo, dane cyfrowe łatwo się modyfikuje, więc zawsze można coś usunąć, coś podkręcić i szafa gra. Możliwość dopuszczenia McIntyre do słoja z cukierkami musiała byc brana na poważnie, bo dostęp do informacji publicznej nie jest konstrukcją teoretyczną, choć - jak widać - pogrywają z nią na ostro. Zatem gdyby niepowołanych trzeba było jednak wpuścić, zaimprowizowanoby jakieś małe korekty na biegu, a wszystko dałoby się potem o odkręcić z archiwum.
Tak się składa, że data odmowy dostępu do danych na mocy FOI oraz data i nazwa pliku, upowszechnionego przez "hakerów " FOI2009.zip, zgadzają się. Pakiet archiwum zip - zważywszy na jego kompleksową zawartość - został przygotowany wewnątrz CRU. Lamerstwo Jonesa, który nie potrafił porządnie sfałszować wyników pomiarowych, polega na tym, że FOI2009.zip umieszczono na tym samym serwerze, co serwis główny, dostępny przez internet. Do niedawna poczciwy serwer zdradzał swoją zawartość (struktura katalogów oraz lista plików) średnio zaawansowanemu webmasterowi. Sądzac po zawartości maili można roboczo założyć, że katalog, na którym lamerzy wstawili kopię danych nie był specjalnie chroniony i ciekawscy koledzy McIntyre po prostu ściągnęli go stamtąd bez żadnego włamania. Zwyczajnie wpisali w przeglądarce jego nazwę i ścieżkę właściwego katalogu.
O ałtorytetach i lamerach
Jeśli powyższy scenariusz jest prawdziwy, a z doświadczenia wynika, że mocno prawdopodobny, to jest też moralnie spójny. Ktoś, kto nie umie porządnie i przekonująco kłamać, nie nadaje się do reklamy. Ale też naukowiec z niego żaden, ni pies ni wydra, coś na kształt świdra. Ot taki komputerowy lamer, globalny ociepleniec, ałtorytet dla ubogich.
Nie znęcajmy się już nad fałszerzami, którzy bezczelnie chcą nadal uchodzić za naukowców. Fałszerze nimi nie są ex definitione. Fałszerstwo moze być co najwyżej sztuką, ale wpierw trzeba w nim osiągnąć mistrzostwo, a nie dziadostwo. Przejdźmy do nagonki na tzw. "hakerów". Prawdopodobnie nie było żadnego włamania, żadnego plądrowania kont mailowych, romantycznego łamania haseł. Była zwyczajna, codzienna niekompetencja matołków. Nawet jeśli jest w tym jakiś romantyzm, w co wątpię, upublicznione dane, obnażające mizerię ałtorytetów, należą się światu jak psu zupa, na mocy ustawy o dostępie do informacji publicznej.
Prawdziwi naukowcy oraz zwyczajni ciekawscy, studenci i stowarzyszenia obrony planety przed efektem cieplarnianym, mają prawo do tych informacji, bo stanowią dobro publiczne, uzyskane za społeczne pieniądze, przez społeczne instytucje, dla społecznego celu. Klimat i środowisko są wspólne, należą do commons. Jakim prawem Jones je ukrywa przed publiką? Takim samym, jakim banda megacwaniaków chce sprywatyzować zyski z ograniczenia emisji. Będą społeczne nakłady, tak jak na te fałszowane wyniki, oraz prywatne zyski. Wszystko dla szczytnego celu. I znowu wszystko się zgadza.
Raport nieruchomości ZBP
ZBP opracował raport AMRON (najedź myszą) polskiego rynku nieruchomości. Nie ma tragedii, ale szybkiego odbicia także nie widać. Akcja kredytowa znacząco spadła, ale ustabilizowała się na niższym poziomie i trochę odbiła. Ceny po wyraźnym ochłodzeniu wykazują lekką tendencję spadkową.
czwartek, 26 listopada 2009
Jak powstrzymać głód
Przy okazji ostatniej pyskówki z docstoc, dotyczącej w sposób graniczący z pewnością prewencyjnej cenzury informacji na temat manipulacji danych klimatycznych dot. tzw. globalnego ocieplenia chciałbym zwrócić uwagę na bliski związek tematyki ocieplenia, podatków ekologicznych oraz problemów wyżywienia i kontroli populacji. Te rzeczy w oczywisty sposób są ze sobą powiązane na wielu poziomach, a na najwyższym, czyli politycznym szczególnie.
Zwracam też uwagę, jako szczególik do dalszych badań i ew. pomocy w walce z opresyjną cenzurą, iż poglądy właścicieli docstoc, a przynajmniej te eksponowane, są mi osobiście bliskie. Więcej, nie należą do tzw. mainstreamu. Przy ocenie cenzorskiej akcji weźcie pod uwagę. Ktoś u nich interweniował nieprzypadkowo, bo już im patrzy na rączki :) Przy okazji niejako dokument z docstoc, zapakowany tam przez właściciela, prezentacyjka obrazkowa o głodzie światowym.
12 Myths About World Hunger -
Dług publiczny Polski wg Sobieskiego
Instytut Sobieskiego publikuje interesujący wstęp do dyskusji (najedź myszą) o długu publicznym Polski. Warto przeczytać, aby zrozumieć mechanikę, pojęcie długu, jego aspekty makroekonomiczne, demograficzne i socjalne. Nic z tych rzeczy nie jest otwarcie i szczerze dyskutowane, a czarodziejskie sztuki ministra Wzrostowskiego (dyskusja tu) jeszcze zagęszczają wokół sprawy dymy. Niestety bliższy ogląd przekonuje, że nie tylko mamy blisko 100 mld długu wymagalnego (płaconego już dziś) pracowicie poupychane po kątach (oprócz tego, co widać po prawej stronie), ale jeszcze kilka bilionów niezbilansowanych należności przyszłych (unfunded liabilities), czyli zobowiązań, których nie da się uniknąć (prawa nabyte). Owszem, nie są one dziś wymagalne, niemniej są przyszłym nieuchronnym zobowiązaniem. Politycy oraz makroekonomiści, którzy nad tym się dziś nie zastanawiają, są demagogami i oszustami w najlepszym razie, a złodziejami w najgorszym.
Polska ma ok. 400% PKB skumulowanych niezbilansowanych obciążeń finansowych w najbliższych trzydziestu latach. Owszem, jest to prognoza, owszem szczegóły są niedokładne, ale na pewno nie będzie to dużo mniej, więc czas na reakcję właściwie już minął. Aby ten dług spłacić, a on zmaterializuje się na pewno, tak jak śmierć i podatki, tylko te drugie nie wystarczą, więc jest to dług in spe, ale jak najbardziej realny, trzebaby rocznie odkładać 13% pkb! Jest to praktycznie wykluczone, więc chyba czas na poważną rozmowę. Oczywiście pod warunkiem, że nie jest wszystko jedno albo po nas choćby potop.
W obrazie sprawy nic nie zmienia fakt, iż na przykład Stany mają podobny dług na poziomie ok. 500% pkb, czyli większy. One już zmierzają ścieżką anulowania długów i długofalowych niepokojów społecznych, jakbyście nie zauważyli. Destrukcja lolara temu właśnie służy. Dla ułatwienia lektury dodam, że Stany mają korzystną stukturę piramidy społecznej, w odróżnieniu od Polski, po której obecnym wyżu demograficznym jest napawająca przerażeniem, ziejąca pustka. Polska ma najniższą dzietność w Unii. Kto zapracuje na emerytury obecnego wyżu? Jeszcze jedno przypomnienie dla otrzeźwienia. Obecny globalny kryzys finansowy, zapoczątkowany w Stanach, zbiega się dziwnym trafem z początkiem fali emerytów powojennego wyżu, tzw. boomers. Liczne pokolenie wyżu przestaje pracować, na jego miejsce wchodzą mniej liczne młode pokolenia. Obciążenia społeczne z tego tytułu będą coraz wyższe. Coraz więcej trzeba płacić emerytur i opieki medycznej dla schorowanej, coraz bardziej licznej, niemniej coraz bardziej długowiecznej rzeszy obywateli. Zbieg okoliczności? Jak dla kogo. Demografia nie jest przypadkiem i znana jest na dekady do przodu.
środa, 25 listopada 2009
Rozwolnienie dolara 20: dziękczynnie
Amigos zza wody mają jutro doroczne święto indyka i będą go obchodzić w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Roczne maksimum na sp500 oraz minimum na lolarze. To jest polityka silnego dolara według Turbo Tax (R) Tymona.
Nie jest to zaskoczeniem, bowiem oczekiwałem wybicia dołem z listopadowej chorągiewki na dolarze, wziąwszy pod uwagę słabe odbicie na magicznej granicy. Według tego właśnie odbicia oczekuję dalszego, systematycznego szmacenia lolara. Co więcej, korekta na NYSE, a taka przecież musi przyjść, nie powinna tego procesu (długodafalowego i świadomego) mocno zakłócić. Do czasu, kiedy pojawi się poważne zakłócenie płynności, w rodzaju zdetonowania Lehmana. Wówczas jazda będzie po całości, chlastanie po gardziołkach, zwijanie carry-trade, deflacja monstrum. O ile oczekujesz, że coś takiego jest w planach, obejrzyj kalendarz i wybierz przypuszczalną datę, bowiem scenariusz jest całkiem realistyczny.
Na polską nutę chciałbym przypomnieć pogarszające się wyniki złotego, które coraz bardziej napinają sprężynę eurpln. Awaryjne odbicie dolara oczywiście pogrąży złotego i obecne sztuczne podbijanie za pożyczone eurasy na niewiele się zda. Warto o tym pamiętać.
Mamy zatem skuteczne przebicie barierki, tym razem zdaje się - sądząc po zdecydowaniu - nie jest to podpucha. Następny etap - najciekawszy - dochodzenie do .625. Przypominam że jest to strefa turbulencji i od zachowania w tej strefie uzależniam dalsze rokowania co do pobicia absolutnego miniumum sprzed Lehmana. O ile uważam, iż pogrążanie dolara sprzed roku (wymuszone, spekulacyjne sterowane swapami procentowymi jeepa) wywołało kryzys, to dziś jest już inny krajobraz i barierę wybuchu można przejść gładko. Dolar jest miękki i jest to możliwe. Pytanie, czy taki jest scenariusz.
Na koniec - w ramach oszczędności - zdjęcie dwojga ulubionych ministrów zezowatego - w jednym. Dług rośnie, na czymś trzeba oszczędzać. A poza tym są też unijne parytety.
Jakby były wątpliwości, po co to dubeltowe zdjęcie najlepszej ekipy na planecie, dla niedomyślnych: dwa lata u steru, dubeltowa twarz ;)
Wesołego indyczego jajka! Muchas gracias americano polacco grando brodello no tengo dinero.
wtorek, 24 listopada 2009
Globalne ocieplenie cenzury
Gdyby ktoś miał jeszcze wątpliwości, czy globalne ocieplenie jest kontrowersyjne oraz jak bardzo, powinieneś przeczytać. Rzecz będzie o internecie, cenzurze prewencyjnej, świadczeniu usług drogą elektroniczną oraz prawie autorskim a la americana.
Jak niektórzy zauważyli zezowaty miał niejakie kłopoty z publikacją niektórych plików, a że lubi je wstawiać w formie widgetów flash + piękne katalogi posegregowane według haseł, problem był niebagatelny. Jakoż w trakcie tego technicznego niedo(rozwoju) wybuchła sprawa danych wyciekniętych z angielskiego instytutu badającego zmiany klimatu. Zobaczcie zresztą sami wycinek listy grantów (najedź myszą).
Sprawa jest niebagatelna, zresztą łatwo sprawdzić na liczniku odsłon tego pliku, w ciągu dwóch dni, w tym niedziela, został obejrzany 2,5 tysiąca razy. Już daje pojęcie o gorącym klimacie sprawy. Konto na serwisie docstoc, którego zalet notabene nie omieszkałem wychwalać, bo rzeczywiście technicznie jest tip-top, zostało założone bodaj w piątek, a powyższy plik wysłano w sobotę po 22.
Jakie było moje niemiłe zaskoczenie, kiedy koleżanka z docstoca przesłała mi w poniedziałek wieczór kategoryczne żądanie usunięcia plików naruszających prawa autorskie, pod rygorem usunięcia konta (najedź myszą). Żeby nie było nieporozumień, stwierdziła
Doszły do nas informacje, że publkuje pan dokumenty chronione prawem autorskim, do których nie ma pan licencji. Proszę przejrzeć swoje zasoby i niezwłocznie usunąć materiały bez licencji. Nieusunięcie tychże może skutkować w zablokowaniu twojego konta docstoc.
Pytanie o to, kto dokładnie poinformował o rzekomym naruszeniu oraz o jakie konkretnie dokumenty chodzi zostało pominięte milczeniem.
Wobec tego dziś zezowaty z właściwym sobie brakiem szacunku wysłał panią na najbliższe kalifornijskie drzewo w La Monica, żeby sobie pochrupała orzeszki i rodzynki (najedź myszą), uprzednio grzecznie spytawszy o co się rozchodzi. Pewnie nie posłucha, ale publikacja musiała zrobić niezłego bałaganu i napędzić strachu, skoro taka błyskawiczna reakcja. Powiedziałbym zgoła paniczna. Na pytanie bowiem o co konkretnie chodzi, jakie pliki rzekomo naruszają oraz czyje konkretnie prawa autorskie przemiła pani odpowiedziała, że radzi mi przeczytać warunki usług, bo przy naruszeniu praw autorskich może mi zamknąć konto, bo tak jest w umowie. Ot tak, blank i po wszystkim. Niestety może mi pokrótce według prawa nagwizdać, co z bezczelną szczerością lumpencyberfaszystce z siedzibą w socjalistycznej Kalifornii, nie omieszkałem zakomunikować.
Po pierwsze, jak wskazano w drugim, już niemiłym piśmie, usługodawca nie jest podmiotem prawa autorskiego i stroną postępowania. Jako taki nie może oceniać, rozsądzać, postanawiać, czy i jakie prawa autorskie naruszono. Skoro tak, tym mniej może na podstawie takiego stwierdzenia (do którego nie ma prawa) blokować jakiekolwiek usługi, pliki i konta. Koniec dowodu. Nic zamykać nie ma prawa.
Po drugie, istnieje określona procedura, zwana Digital Millenium Copyright Act DMCA, która takie sprawy od kilku lat obligatoryjnie reguluje (link na stronie usługodawcy). Procedura określa na jakich zasadach i jak zgłasza się naruszenia oraz co z nimi usługodawca robi. W skrócie jeśli ktoś ma do "moich" plików romans, bo np. jest przypadkowo autorem jakiegoś dzieła, pisze w odpowiedniej formie do usługodawcy, przedstawia się oraz uwiarygodnia swój tytuł prawny oraz wskazuje konkretny plik oraz zakres naruszenia swojego prawa, wystawiając żądanie usunięcia treści z obiegu (publikacji). To żądanie z określonym terminem odpowiedzi usługodawca (nie poszkodowany) wysyła do właściciela pliku (konta) i czeka na odpowiedź. Jeśli chowam (usuwam)plik w terminie, sprawa jest załatwiona, jeśli nie, muszę przedstawić swój tytuł oraz adres itd., żeby przeciwnik mógł mnie pozwać. Do czasu rozstrzygnięcia plik spokojnie sobie wisi dalej. Zwróć uwagę, że nawet jeśli zignoruję wezwanie od firmy do usunięcia spornych treści, nigdzie nie jest dopuszczone kasowanie zawartości, którym jednoznacznie straszono zezowatego, a jedynie blokowanie publicznego dostępu.
Jak łatwo zauważyć nic z opisanej procedury nie zostało zachowane, na co zezowaty spuścił kubeł klarownej zimnej wody (postudiuj). Warto jednak awaryjnie spostrzec, że aby fachowcy z bądź co bądź wyrafinowanej technicznie kalifornijskiej firmy, używali takich dzikich strachów na biednego zezowatego, ktoś/coś ich postraszyło w trybie raczej ekspresowym. Z tego wniosek, że sprawa ocieplenia jest bardzo gorąca, jak nie przymierzając cenzura internetu. Cholery można z tym netem dostać. Nawet porządnej naukowej konferencji, z prawidłowymi politycznymi ustaleniami w Kopenhadze już nie dadzą zrobić. Niczego się panie nie boją. Kradną i publikują dane z Londynu przez Warszawę w Santa Monica. O święta Moniko! Trzeba im kaganiec jakiś, albo co, strachów prawnych już się kurde nie boją...
Teraz wiesz, że jak niektóre pliki znikną, to będzie cenzura, przepraszam - naruszenie praw autorskich. Spytałem czyich. Odpowiedź: i tak zamkniemy. Coś mi przypomina stary dowcip z czasów Chruszczowa. Jaki jest sprawdzony sposób na propagandę sukcesu Kennedy'ego i Nixona? Prosty. Kiedy amerykański dziennikarz pyta, jaki jest poziom życia dojarek w kołchozie, ile mają samochodów osobowych i kolorowych telewizorów na tysiąc mieszkańców, należy niezwłocznie odmienić atmosferę, na przykład delikatną sugestią: a u was murzynów biją...
Wraca nowe. Murzynów nie biją, teraz murzyni blokują internet, bo białasy to piraci. Ale się porąbało.
poniedziałek, 23 listopada 2009
Bananowanie, czyli gęstość prawdopodobieństwa
Warunki funkcjonowania gospodarki są już inne. Przed kryzysem wszystkim wydawało się, że uchroni ich, skala bananowania;-) w gospodarkach rozwiniętych, ale to tylko doprowadziło do niesamowitego znacznego wzrostu długu publicznego.
A tutaj można poczytać tzw optymistyczną aproksymację długu;-)
Dług może być zmniejszony albo poprzez wzrost opodatkowania, albo poprzez podatek inflacyjny. - Myśl, myśl, myśl - pogania mnie Sołtys - ale co tutaj wymyśleć, kiedy król jest nagi. Można jedynie budować scenariusze na bazie zmiksowania aparatem matematycznym trzech zmiennych, zadłużenia państwowego, zadłużenia gospodarstw domowych i firm oraz ceny złota. To oszacowanie pozwala nie tyle przewidzieć co się stanie, ile wyspekulować, który z założonych scenariuszy ma większe prawdopodobieństwo się ziścić. Można by rzec, że prawdopodobieństwo grupy pesymistycznych scenariuszy zagęszcza się lub nieco blednie;-) Czy giełda oderwie się w dół od cen złota? Umowne granice nakreślone przeze mnie są zupełnie subiektywne i mogą być dowolnie przesuwane i modyfikowane, co samej idei nijak nie zmienia.
W USA, które nadal mają klucz do normalności, mamy kilka nawzajem sprzecznych tendencji:
PS. Wg prognozy Societe Generale i (podobno) oszacowania Goldman Sachs International równowagę pieniężną w USA zapewniła by cena złota na poziomie 6200-6600dolarów za uncję.
A tutaj można poczytać tzw optymistyczną aproksymację długu;-)
Dług może być zmniejszony albo poprzez wzrost opodatkowania, albo poprzez podatek inflacyjny. - Myśl, myśl, myśl - pogania mnie Sołtys - ale co tutaj wymyśleć, kiedy król jest nagi. Można jedynie budować scenariusze na bazie zmiksowania aparatem matematycznym trzech zmiennych, zadłużenia państwowego, zadłużenia gospodarstw domowych i firm oraz ceny złota. To oszacowanie pozwala nie tyle przewidzieć co się stanie, ile wyspekulować, który z założonych scenariuszy ma większe prawdopodobieństwo się ziścić. Można by rzec, że prawdopodobieństwo grupy pesymistycznych scenariuszy zagęszcza się lub nieco blednie;-) Czy giełda oderwie się w dół od cen złota? Umowne granice nakreślone przeze mnie są zupełnie subiektywne i mogą być dowolnie przesuwane i modyfikowane, co samej idei nijak nie zmienia.
- kryzys łagodny DJ wyceniany na 3-5oz Au, przy poziomie DJ=10ty$, złoto kosztuje powyżej 5ty$
- kryzys jak w latach 30-tych DJ wyceniany na 0.7-1.5oz Au, przy poziomie DJ=10ty$, złoto kosztuje powyżej 6.5ty$
- ogromny kryzys systemowy DJ wyceniany na 0.1-0.5oz Au, przy poziomie DJ=10ty$, złoto kosztuje powyżej 20ty$
W USA, które nadal mają klucz do normalności, mamy kilka nawzajem sprzecznych tendencji:
- banksterskie pompowanie dolara
- rosnąca, średnio co miesiąc o ok miliona, liczba osób pozbawiana prawa do zasiłku
- spadek poparcia dla Obamy
PS. Wg prognozy Societe Generale i (podobno) oszacowania Goldman Sachs International równowagę pieniężną w USA zapewniła by cena złota na poziomie 6200-6600dolarów za uncję.
niedziela, 22 listopada 2009
Piskorski nie pojedzie
Paweł Piskorski po spacyfikowaniu rebelii w SD na ostatnim zjeździe i wywaleniu rokoszan trzyma się mocno. Co prawda wczoraj przybyła ogromna większość wzburzonych delegatów na zwołany w trybie nadzwyczajnym zjazd i przy jednym głosie przeciwnym podobno go odwołała, ale zezowaty wam mówi że to bajki. Panowie zjechali się na prywatną imprezę, a Piskorczak wszystkich znowu trzyma ostro za twarz. Melduję o tym kabaretowym incydencie w mało znaczącej partii, bo odegra ważną rolę w przyszłorocznych wyborach. Mój kandydat wygląda coraz lepiej :)
Tymczasem alarmuje wyborcza
Konflikt w Stronnictwie Demokratycznym trwa od połowy października, gdy rada naczelna partii zapowiedziała, że dość ma rządów Piskorskiego. "Starzy" działacze zarzucili mu niedemokratyczny styl i apodyktyczne sprawowanie władzy. Również wtedy zapowiedzieli zwołanie nadzwyczajnego kongresu na 21 listopada, by go odwołać. - Przyjechaliśmy do siedziby partii na Chmielną, ale nas nie wpuszczono - mówi Adam Zyzman, działacz SD, oponent Piskorskiego. - Dlatego obradowaliśmy w jednym z warszawskich hoteli.
Tam 75 działaczy zagłosowało za odwołaniem Pawła Piskorskiego, jeden był przeciw. Na czele SD stanął tymczasowo szef rady naczelnej Krzysztof Góralczyk.- W poniedziałek złożymy w sądzie wniosek o zmiany - dodaje Zyzman.
Po obradach kongresu zebrała się jeszcze rada naczelna, która podjęła decyzje o odwołaniu też niektórych członków zarządu SD związanych z Piskorskim.
Paweł Piskorski i jego ludzie od początku nie uznają działań "starych" działaczy, którzy twierdzą, że odzyskali partię. Piskorski zarzuca, że ich działania są niezgodne ze statutem partii i nieprawne. Wytyka, że chcą mieć SD na prywatność, a majątku bronią przed sprzedażą, bo chcą się na nim uwłaszczyć. W rozmowie z wyborcza.pl nazywa ich oligarchami: - To część starych działaczy. Część, podkreślam, bo część jest po mojej stronie. To ci, którzy przyzwyczajeni byli, że pieniądze rozdawane były między działaczy, że nikt ich nie rusza z ich budynków. I że nie jest to prawdziwa partia polityczna, tylko takie kółko wzajemnej adoracji - mówił nam w październiku.
Piskorski złożył nowe władze po ostatnim kongresie do rejestru i dostał prośbę o uzupełnienie. Do czasu wpisu tańce Zyzmana być może są prawidłowe, być może nie są. Na zezowate oczy Piskorski odbył ostatni kongres legalnie, nowe władze są prawidłowo wybrane, więc wczorajszy rokosz nic nie da. Odmowa przyjęcia wniosku Zyzmana z protestem do wpisu Piskorskiego daje pewną tego zapowiedź. Zyzman nie jest stroną i nie może reprezentować partii. Tak twierdzi KRS, więc Zyzman też nie mógł zwołać wczorajszego kongresu, a nadzwyczajne uchwały trafią do kosza. Tak się stanie, bo stać się musi. Trudno. Piskorczak trzyma mocno.
sobota, 21 listopada 2009
Globalne ocipienie 2. Kopenhaga
Napisał Cosmic
Skoro nie tylko o ekonomii na tym blogu to tu link do być może przełomowego wydarzenia w obszarze "globalnego ocieplenia" Szczyt w Kopenhadze już wkrótce a najwyraźniej nie wszystkim zależy na globalnym podatku od oddychania (CO2).
W skrócie to wiele e-mailii zostało upublicznionych, były one autorstwa naukowców zajmujących się badaniem klimatu. Jasno z nich wynika, że nie ma zgodności co do ocieplania się klimatu ani roli CO2.
TU artykul w brytyjski guardianie
http://www.guardian.co.uk/environment/2009/nov/...
A tu znajdziecie linki do e-mailii:
http://thepiratebay.org/torrent/5171206 (sieć bittorrent)
lub bezpośrednio:
http://www.megaupload.com/?d=003LKN94
ALE
Powstaja 2 pytania, bo rewelacji te e-maile raczej nie przynosza.
1. Czy to nie jest takie kukulcze jajo podrzucone aby zamknac usta sceptykom?
2. Czy nie wyglada to podobnie do sprawy niejakiego pana Moshe?
Milego weekendu
A tu jest kopia listy płac University of East Anglia's Climatic Research Unit (CRU), z której zjumano dane. Poczytaj i pomyśl. Globalne ocipienie, przecież polski glacjolog o tym pisał :)
Climatic Research Unit pdj grant since1990 -
Czy prezydent Szczecina jest gamoniem?
Właściwie nie wiadomo, śmiać się, czy płakać. Zezowaty płacze ze śmiechu nad gamoniami, którym takie groteski przychodzą do łba. Gorzej, oni je realizują. Nie dalej jak tydzień temu rządziciele poważnie zastanawiali się nad cenzurą internetu, ot taka podręczna czarna lista niewygodnych. Pyskuje jakiś pismak niewydarzony, to myk go na czarną listę nieprawomyślnych adresów i po sprawie. "Adres nieprawidłowy". Teraz jaśnie panujący prezio metropolii zwanej Szczecin gania internautów przez prokuraturę za nazwanie go na forum gamoniem. Jeśli to nie jest tautologia, to co jest? Nie wiem, czy ma facet poczucie ironii, a tym bardziej autoironii, ale najwyraźniej coś z nim szwankuje. Relacjonuje Kataryna
Rzeczpospolita: Prezydent Szczecina pozna dane ludzi, którzy ocenili go na forum. Udostępni mu je prokuratura. „Interesuje się pani polityką?” - to pierwsze pytanie, które na przesłuchaniu usłyszała internautka posługująca się nickiem Rewers10. Jest jedną z osób, które w sieci krytykowały prezydenta Szczecina Piotra Krzystka (PO). Po jego zawiadomieniu prokuratura zaczęła ustalać numery ich komputerów (IP). Jak dowiedziała się "Rz", śledczy mają już dane 30 osób. (...) Prezydent Szczecina w zawiadomieniu do prokuratury cytował wpisy: "kompletny gamoń", "zakłamany drań i oszust", "łgarz" czy "nędzny złodziejaszek". - Skorzystałem z prawa do obrony własnego imienia – tłumaczy "Rz" Krzystek. – Jest to również mój głos w dyskusji o granicach wolności słowa w Internecie – zaznacza. (...) Śledczy przekażą mu bowiem dane forumowiczów, co umożliwi mu złożenie przeciw krytykom prywatnych aktów oskarżenia. Chociaż prezydent wcale nie musi iść z nimi do sądu. Gdy go o to pytamy, odpowiada wymijająco. Jedno jest pewne – będzie wiedział, kto ocenił go w sieci.
Polityk partii rządzącej wykorzystał prokuraturę do namierzenia 30 obywateli mających o nim krytyczne zdanie i ośmielających się je wyrażać, a to jeszcze nie koniec bo prokuratura szuka dalej. A wszystkich tak namierzonych krytyków władzy poda jej na tacy. Nie po to przecież, żeby ta mogła ich wszystkich postawić przed wymiarem sprawiedliwości, bo Krzystek nie jest taki głupi, żeby się przed sądem użerać z kilkudziesięcioma osobami za niewinnego "gamonia" czy "drania", tym bardziej że każdy taki pozew kosztuje. I ośmiesza. Być może dla zachowania twarzy pozwie jednego czy dwóch najostrzejszych, żeby nie było, że zatrudnił prokuratorów na darmo. Resztę krytyków można ukarać inaczej, mając w ręku ich pełne dane. Z takim obywatelem władza może wszystko. Może nasłać na niego wszystkie możliwe kontrole, bo przy uznaniowości polskiego prawa, małe są szanse, żeby delikwent wyszedł cało. Może utrudnić życie przy rozmaitych okazjach, gdy niewygodny obywatel zjawi się w którymś z urzędów w charakterze petenta. Może wreszcie podrzucić nazwiska osób do odstrzelenia zaprzyjaźnionym dziennikarzom, którzy przy odrobinie wysiłku będą umieli zrobić coś z niczego. Niewykluczone, że wkrótce w lokalnej prasie ukaże się kilka demaskatorskich artykułów o tym, czy o tamtym. Może zresztą wystarczy sama satysfakcja z nastraszenia niewdzięcznych poddanych i błoga świadomość że teraz każdy się dwa razy zastanowi zanim cokolwiek krytycznego o władzy napisze. A o to przecież chodzi.
Raport pelikana czyli doc stoc!
Dzięki krytyce Adama (prawdziwa krytyka cnoty się nie boi, jak wiadomo) zezowaty wstawił z musu sprytny hack do publikacji dokumentów. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że załadowany raport nie chciał się wyświetlać. Można powiedzieć: na szczęście, bo dzięki temu wszystkie linkowane dokumenty będą teraz wciągane z automatu. Drobiazg może, ale sam (a) zobacz, jakie mądrości tu ludzie znoszą. Jak zobaczyłem obok raportu długu publicznego NBP full text traktatu europejskiego, to mi szczęka opadła. Nie chcę zgadywać, jakie macie IQ, ale grubo powyżej 100, to pewne :)
Tu można pogrzebać, pewnie zaraz się zapcha i trzeba będzie porządkować, segregować, itd. ale zawsze to lepiej mieć gdzie szukać, zamiast ćwiczyć pana Hilarego.
Tu jest cały śmietnik, zapraszam .
piątek, 20 listopada 2009
Nieruchomości komercyjne USA dołek mają przed sobą
Price Waterhouse Coopers oraz Cushman&Wakefield są znani naszym specom od marketów. Oto ostatni raporcik, żeby się wam nie nudziło.
Krótko: nieruchomości komercyjne, a w szczególności oparte na nich papiery dłużne, jeszcze nawet nie zaczęły porządnej korekty, choć koniunktura, obłożenie oraz najbliższe perspektywy wyglądają - mówiąc oględnie - skromnie. Co się dzieje? Nic nadzwyczajnego, sztuka z czarowaniem i przeciąganiem. O ile jednak kredyty mieszkaniowe, które tak przestraszyły cały świat, już powoli hamują spadki, CRE (commercial real estate) porządnie nie drgnęły. Optymiści mówią, że to oznaka siły. PWC raczej w to nie wierzy. Warto wspomnieć, że CRE jest objętościowo większe od mieszkaniówki, a fala budowania marketów za pożyczone na egzotycznych papierach MBS była w połowie tej dekady naprawdę potężna. Zatem cisza przed burzą.
Co mówi praktyk? Skoro spadek cen jest nieunikniony, a jest odkładany w czasie, tym bardziej gwałtowny i bolesny będzie zjazd. Kiedy dołek na CRE? Proszę bardzo - gdzieś między 2011, a 2012, zależnie od rynku i położenia geograficznego.
(No dobra coś nie halo z tym ładowaniem, więc zastosujemy tzw. hack :) żeby Adam nie krzyczał)
Plik jest na przykład tu (najedź myszą).
Krótko: nieruchomości komercyjne, a w szczególności oparte na nich papiery dłużne, jeszcze nawet nie zaczęły porządnej korekty, choć koniunktura, obłożenie oraz najbliższe perspektywy wyglądają - mówiąc oględnie - skromnie. Co się dzieje? Nic nadzwyczajnego, sztuka z czarowaniem i przeciąganiem. O ile jednak kredyty mieszkaniowe, które tak przestraszyły cały świat, już powoli hamują spadki, CRE (commercial real estate) porządnie nie drgnęły. Optymiści mówią, że to oznaka siły. PWC raczej w to nie wierzy. Warto wspomnieć, że CRE jest objętościowo większe od mieszkaniówki, a fala budowania marketów za pożyczone na egzotycznych papierach MBS była w połowie tej dekady naprawdę potężna. Zatem cisza przed burzą.
Co mówi praktyk? Skoro spadek cen jest nieunikniony, a jest odkładany w czasie, tym bardziej gwałtowny i bolesny będzie zjazd. Kiedy dołek na CRE? Proszę bardzo - gdzieś między 2011, a 2012, zależnie od rynku i położenia geograficznego.
(No dobra coś nie halo z tym ładowaniem, więc zastosujemy tzw. hack :) żeby Adam nie krzyczał)
Plik jest na przykład tu (najedź myszą).
czwartek, 19 listopada 2009
Scenariusz długu wg Societe Generale
Moi drodzy spekulanci, w związku z tym że jutro będziecie myśleć o tym, co zwykle w piątki ;) już dziś lektura od zezowatego na weekend. Ja przeczytam. To dokładnie w mój deseń i tak jak lubię.
O peak-credit trochę tu już było. Było też o konsekwencjach globalnie rosnących deficytów (długów). Zezowaty prorokował, że to jest oś definiująca dalszy scenariusz dla świata, mianowicie krytyczna ścieżka długu, który w perspektywie następnych dekad nie da się utrzymać. Podobnego zdania jest wydaje się SocGen, a przynajmniej część personelu. Miło wiedzieć :)
SocGen - Worst Case Debt Scenario
środa, 18 listopada 2009
Po ile dzieło boże? Niedrogo.
(kliknij aby powiększyć) Jest reakcja na modlitwy. Pisze PB
„Braliśmy udział w złych rzeczach. Mamy powody, by tego żałować. Przepraszam za to”. Goldman Sachs bije się w piersi za udział w kryzysie subprime. Ma już pomysł, jak odkupić swe winy.
Brytyjski Financial Times informuje, że Goldman Sachs przeprasza za swoją rolę w kryzysie finansowym i obiecuje przeznaczyć w najbliższych pięciu latach 500 mln dolarów na pomoc dla 10 tys. małych amerykańskich w firm w wychodzeniu z recesji. Nad inicjatywą, o której amerykański bank informuje własnie w komunikacie prasowym, czuwać będzie komitet kierowany przez znanego inwestora Warrena Buffetta. „Poprawa w naszej gospodarce zależy od tego, jak mocno właściciele małego biznesu w USA będą pracować nad tworzeniem nowym miejsc pracy, których potrzebuje Ameryka” – mówi Warren Buffett, CEO w Berkshire Hathaway cytowany w informacji prasowej przez Goldman Sachs.
Lloyd Blankfein, szef Goldman Sachs żałował w ostatnich dniach na konferencji w Nowym Jorku, że kierowany przez niego bank uczestniczył w boomie tanich kredytów, który powiększał przedkryzysową bańkę.
Modlitwa jednak kosztuje. Ile? Niedrogo, mniej niż jedna dobra dniówka. Cóż, jest pokuta, wszystko ma swoją cenę. Ważne że ta cena jest dobra (a dzieło zbożne).
Migawki straconej (dwóch) dekad
Świat idzie keynesowską, klasyczną drogą pompowania pękniętej bani, łatania dziur, awaryjnych kredytów pomocowych itd. Wszystko to było do bólu przećwiczone w latach dziewięćdziesiątych w Japonii i kontynuowane jest tam obecnie. Co jest lekarstwem na pęknięcie spekulacyjnej bani wypełnionej łatwym kredytem? Następna, jeszcze większa i jeszcze łatwiejsza. Teraz na drogę samurajów wszedł jankes, nawet dolar zamienił się miejscami z jenem. Wszystko już było. Zobaczmy zatem na jednym obrazku, jak dalej wyglądała wielka bańka nieruchomości w Japonii, boć ostatni kryzys wyrósł na nieruchomościach właśnie, kredytowanych w dolarze i euro w USA i Europie, w tym naszej kochanej wschodnio-centralnej.
Pęknięta bania nie daje się napompować.
Ceny nieruchomości zjechały do 1/6 wartości szczytowych i po kilkunastu latach wcale nie chcą się podnieść. Bajki o rychłym odbiciu na rynku nieruchomości to właśnie bajki. To procesy na dekady.
Deflacja kredytowa nie oznacza ujemnej inflacji
Kurczenie (destrukcja) kredytu budowlanego nie oznacza bynajmniej szerokiej dysinflacji. Szerokie klasy aktywów - surowce, żywność itp. pozostają w lekkiej inflacji. Co można powiedzieć na pewno, to presja inflacyjna przy destrukcji kredytu budowlanego skutecznie maleje, mniej więcej o połowę i tyle mniej więcej maleje szeroki wskaźnik wzrostu cen. Deflacyjne otoczenie nie oznacza zatem trwałego i powszechnego spadku cen.
Tempo wzrostu gospodarczego spada
Po przekroczeniu szczytu bańki (szczytu kredytowego, peak-credit) wzrost gospodarczy maleje mniej więcej o połowę, ale nadal jest dodatni. Przeczy to tezie, jakoby deflacja zabijała gospodarkę. Owszem, ona ją dusi, ale nie zabija. Więcej, może się ona rozwijać.
Gdyby nie keynesowskie łatanie i wspieranie byłaby recesja
Owszem, byłoby cofnięcie, ale umożliwiłoby zdrowe długoterminowe odbicie. Po zaliczeniu recesji wzrost gospodarczy byłby dwu-trzykrotnie większy od obecnego duszenia i odpracowałby z nawiązką stracony czas. Wystarczy spojrzeć na zegar. Dwadzieścia lat i końca nie widać, a poziom długu - ponad 200% pkb - już nigdy nie da się racjonalnie spłacić.
Pęknięta bania nie daje się napompować.
Ceny nieruchomości zjechały do 1/6 wartości szczytowych i po kilkunastu latach wcale nie chcą się podnieść. Bajki o rychłym odbiciu na rynku nieruchomości to właśnie bajki. To procesy na dekady.
Deflacja kredytowa nie oznacza ujemnej inflacji
Kurczenie (destrukcja) kredytu budowlanego nie oznacza bynajmniej szerokiej dysinflacji. Szerokie klasy aktywów - surowce, żywność itp. pozostają w lekkiej inflacji. Co można powiedzieć na pewno, to presja inflacyjna przy destrukcji kredytu budowlanego skutecznie maleje, mniej więcej o połowę i tyle mniej więcej maleje szeroki wskaźnik wzrostu cen. Deflacyjne otoczenie nie oznacza zatem trwałego i powszechnego spadku cen.
Tempo wzrostu gospodarczego spada
Po przekroczeniu szczytu bańki (szczytu kredytowego, peak-credit) wzrost gospodarczy maleje mniej więcej o połowę, ale nadal jest dodatni. Przeczy to tezie, jakoby deflacja zabijała gospodarkę. Owszem, ona ją dusi, ale nie zabija. Więcej, może się ona rozwijać.
Gdyby nie keynesowskie łatanie i wspieranie byłaby recesja
Owszem, byłoby cofnięcie, ale umożliwiłoby zdrowe długoterminowe odbicie. Po zaliczeniu recesji wzrost gospodarczy byłby dwu-trzykrotnie większy od obecnego duszenia i odpracowałby z nawiązką stracony czas. Wystarczy spojrzeć na zegar. Dwadzieścia lat i końca nie widać, a poziom długu - ponad 200% pkb - już nigdy nie da się racjonalnie spłacić.
W dłuższym okresie
W dłuższym okresie wszyscy będziemy martwi. Kto powiedział? Klasyk Maynard Keynes.
W długim okresie ceny domów zawsze rosną (dokładniej nigdy nie spadały w całym kraju). Kto powiedział? Allan Greenspan, poprzedni szef banku rezerw federalnych, pompując ostatnią wielką banię przed globalnym krachem.
W długim okresie giełdy zawsze zarabiają. Kto powiedział? Wszyscy. To tzw. mądrość ludowa. Popatrzmy zatem na obrazek wykonany z pomocą kalkulatora giełdowego, odnalezionego przez blogerów Kuczyńskiego.
Wykres pokazuje realną przeciętną stopę zwrotu z akcji NYSE (z uwzględnieniem inflacji) na dzień 31.12.2008. Widać na nim, że jeszcze w latach '90 ub. wieku można było liczyć na realny roczny zwrot z giełdy rzędu 5% ("w dłuższym okresie"). Około przełomu tysiącleci coś z mechanizmem się popsuło, kiedy z megacyklu rosnącego przeszliśmy do megacyklu spadku. Stopa zwrotu stała się ujemna. Zbiega się to idealnie z przejściem w fazę agresywnej akcji kredytowej oraz drenażem realnej gospodarki przez sektor finansowy - opisane w artykule "Po co jest giełda". Giełda nadal jest miejscem dystrybucji i alokacji kapitału, tylko obecnie kierunek inwestycji jest zamiast do realnej gospodarki (dodatni zwrot) - odwrotny, w kierunku sektora finansowego. Firmy produkcyjne zamiast zbierać rozdrobniony kapitał i inwestować go w celu pomnożenia, przekazują go pośrednikom finansowym (bankom) poprzez giełdę. W takiej optyce ujemny zwrot z inwestycji nie powinien dziwić.
Optymista powie, że w długim okresie wszystko wróci do normy. Być może. Czy trzydzieści lat jest długim okresem? Dla zezowatego tak. Jeśli założyć, że coś się popsuło na początku tego tysiąclecia, ale od roku 2009 będzie dalej dobrze, wyjdzie w tej długiej perspektywie ciekawy wynik. Przyjmijmy realną roczną stopę zwrotu przez najbliższe 21 lat 5% z giełdy (przyzwoicie) oraz 2,5% z obligacji (przeciętnie), wyjdzie po trzydziestu latach od przełomu wieków, że z obligacji masz pięć procent więcej. W dłuższym okresie giełda zawsze zarabia. Być może, ale w obecnym dłuższym okresie prawdopodobnie lepiej zarabia w obligacjach.
W długim okresie ceny domów zawsze rosną (dokładniej nigdy nie spadały w całym kraju). Kto powiedział? Allan Greenspan, poprzedni szef banku rezerw federalnych, pompując ostatnią wielką banię przed globalnym krachem.
W długim okresie giełdy zawsze zarabiają. Kto powiedział? Wszyscy. To tzw. mądrość ludowa. Popatrzmy zatem na obrazek wykonany z pomocą kalkulatora giełdowego, odnalezionego przez blogerów Kuczyńskiego.
Wykres pokazuje realną przeciętną stopę zwrotu z akcji NYSE (z uwzględnieniem inflacji) na dzień 31.12.2008. Widać na nim, że jeszcze w latach '90 ub. wieku można było liczyć na realny roczny zwrot z giełdy rzędu 5% ("w dłuższym okresie"). Około przełomu tysiącleci coś z mechanizmem się popsuło, kiedy z megacyklu rosnącego przeszliśmy do megacyklu spadku. Stopa zwrotu stała się ujemna. Zbiega się to idealnie z przejściem w fazę agresywnej akcji kredytowej oraz drenażem realnej gospodarki przez sektor finansowy - opisane w artykule "Po co jest giełda". Giełda nadal jest miejscem dystrybucji i alokacji kapitału, tylko obecnie kierunek inwestycji jest zamiast do realnej gospodarki (dodatni zwrot) - odwrotny, w kierunku sektora finansowego. Firmy produkcyjne zamiast zbierać rozdrobniony kapitał i inwestować go w celu pomnożenia, przekazują go pośrednikom finansowym (bankom) poprzez giełdę. W takiej optyce ujemny zwrot z inwestycji nie powinien dziwić.
Optymista powie, że w długim okresie wszystko wróci do normy. Być może. Czy trzydzieści lat jest długim okresem? Dla zezowatego tak. Jeśli założyć, że coś się popsuło na początku tego tysiąclecia, ale od roku 2009 będzie dalej dobrze, wyjdzie w tej długiej perspektywie ciekawy wynik. Przyjmijmy realną roczną stopę zwrotu przez najbliższe 21 lat 5% z giełdy (przyzwoicie) oraz 2,5% z obligacji (przeciętnie), wyjdzie po trzydziestu latach od przełomu wieków, że z obligacji masz pięć procent więcej. W dłuższym okresie giełda zawsze zarabia. Być może, ale w obecnym dłuższym okresie prawdopodobnie lepiej zarabia w obligacjach.
wtorek, 17 listopada 2009
Opcja atomowa. Jak zdetonować juana?
W uzupełnieniu tournee Obamy prosty przepis Dean Bakera (polecam świetny blog) na gwarantowaną dewaluację juana. Obama może zdewaluować juana w dowolnej chwili, a zapewnienia o polityce silnego dolara Geithera można urzeczywistnić dziecinnie prosto. Jak? Zwyczajnie. Przez bank. Pisze Dean Baker (góglomatołem)
Waszyngton - jako kandydat, Barack Obama powiedział, że "twierdzą, że Chiny stop manipulowanie jego waluty, ponieważ nie fair amerykańskich producentów". Jako prezydent, pan Obama mógł spełnić zobowiązanie, że kampania na długo przed jego wizytą w Chinach w tym tygodniu.
Ale kołysanie Yuan Chin jest łatwiej powiedzieć niż zrobić.
Przez lata urzędnicy Bush oskarżył Chiny o "manipulacji" waluty przez utrzymywanie wartości juana w dół w stosunku do dolara. Zrobili niewielki postęp.
Tanie Yuan obniża koszty chińskich towarów w Stanach Zjednoczonych, a podniesienie cen towarów USA w Chinach. W skrócie, to główną przyczyną ogromnego deficytu USA w handlu z Chinami.
Chiny pragnie utrzymać sztywny kurs juana do dolara amerykańskiego na małą wartość, ponieważ jest przekonany, jest to najlepszy sposób na zwiększenie produkcji i chiński stworzenia milionów nowych miejsc pracy. Takie krajowe dotyczy dlaczego Pekinie w dużej mierze odrzuciły wysiłki Busha, a teraz Obama administracji, aby podnieść wartość swojej waluty.
Jak Obama może przełamać impas?
Pierwszym krokiem jest uzyskanie jasności na problem.
Po pierwsze, nie ma problemu z "manipulacji" z waluty Chin. Rząd chiński nie jest skradać się po środku nocy, starając się wpłynąć na ceny walut. Chiny oficjalnego kursu wymiany, który kładzie wartości swojej waluty znacznie poniżej kursu rynkowego. Ten oficjalny kurs wymiany jest szeroko nagłośnione. Nie mamy się złapać je nieprawidłowo działających w ciemności; każdy może po prostu patrzeć w formie papierowej lub zadzwonić do chińskiej ambasady zapytać, co jest celem kursu.
Po drugie, USA nie ma do "nacisku" w celu zwiększenia Yuan Chiny. Wbrew temu, co można przeczytać w gazecie, Waszyngton nie jest bezradna w tej historii.
Podobnie jak Chiny mogą ustawić wartość swojej waluty wobec dolara, rząd USA może ustalić wartość dolara w stosunku do juana. Rząd chiński wspiera obecnie kurs dolara, w którym można kupić 6,8 juana. Ten wysokiej wartości dolara sprawia, że wyroby US niekonkurencyjna w stosunku do Chin. Aby amerykańskich dóbr bardziej konkurencyjne, USA mogłyby przyjąć politykę, przez które będzie sprzedawać dolary w znacznie niższej cenie, powiedzmy 4,5 juana.
Różnicy kursów wymiany stanowiłoby ogromną zachętę dla chińskich firm i osób fizycznych do wymiany juana w wysokości Skarbu niż oficjalny kurs chińskiego. Choć może to stanowić naruszenie prawa chińskiego, potencjalnie olbrzymie zyski pozwoliłoby prawa trudne do wyegzekwowania. W stosunkowo krótkim czasie, kurs USA mogą stać się skuteczne kursie rynkowym.
Oczywiście, sytuacja walczących kursy walut może doprowadzić do okresu niestabilności i niepotrzebne wrogości między oboma krajami. Jednak to stanowiło ważny sygnał, że rząd USA ma kontrolę nad swym losem Dolar: Waszyngton ma możliwość dowolnej chwili zechce wcisnąć Dolar w dół do bardziej rozsądnego poziomu przed yuanów.
Takie śmiałym posunięciem prowadzi cen. Short-negatywów kadencji niższej wartości dolara to wzrost cen importu, co przekłada się na wyższą inflację i nieco niższe standardy życia. Z politycznego punktu widzenia, może być trudne dla Waszyngtonu, który celowo przepłacać za waluty Chin w okresie wysokiego bezrobocia, nawet jeśli celem jest pobudzenie rynku pracy w domu.
Sektora finansowego może sprzeciwić się tego kroku, ponieważ silny dolar sprawia, że bardziej ważnym aktorem na światowych rynkach kapitałowych. Przemysłu sprzeciwia niczego, co mogłoby prowadzić do większej inflacji, nawet jeśli jest to niezbędny krok w kierunku odbudowy Ameryki sektora wytwórczego.
Jeśli administracja Obamy była gotowa zgodzić się skutki w najbliższej przyszłości i konfrontacji branży finansowej, może to niech rząd chiński wiedział, że to poważne, którzy chcą mniejszej wartości dolara w stosunku do juana. Można nawet określić terminu, w którym został przygotowany, aby rozpocząć oferowanie do sprzedaży dolarów w niższej cenie niż oficjalny kurs wymiany chiński.
Będzie to prawdopodobnie uruchomić proces negocjacji, zgodnie z którą Chiny zgodzą się zwiększyć wartość swojej waluty przez pewien okres czasu w stosunku do dolara. W końcu przyniesie to nasz deficyt handlowy w dół do rozsądnego poziomu. Jednakże kluczem do uzyskania takich kwestii zrozumienia, że Stany Zjednoczone nie jest bezsilna w celu ustalenia wartości własnej waluty.
Goodbye Chimerica
Prezydent Obama odbywa tournee po Azji, które zaczął od kłopotliwej wizyty u sojusznika, Japonii. Komentatorzy nie omieszkują prześmiewać prezydenta, który choć jest przywódcą niekwestionowanego lidera, przychodzi dziś z kapeluszem w dłoni. Japonia ma grube setki mld amerykańskich obligacji, Chiny następny bilion. W przyszłym roku USA chcą się zadłużyć na kolejny bilion, więc pokora wobec wierzycieli byłaby wskazana. Premier Hatoyama wyraźnie zabiega już o relokację głównej amerykańskiej bazy na japońskim terytorium, jednak to amerykańska flota pozostaje gwarantem międzynarodowego bezpieczeństwa w regionie. Chiny ze swojej strony mogą nie kupować obligacji w dolarach, mogą nawet zrezygnować z amerykańskiego eksportu, tylko w czym będą handlować, w niewymiennym juanie? Pogłoski o śmierci dolara okazały się jak dotychczas grubo przesadzone i mimo swojej słabości nie może on skutecznie przebić się przez barierę eurusd 1,500.
Wizyta Obamy w Chinach przypomina epokowe wydarzenie z roku 1973, kiedy to z pierwszą oficjalną za Wielkim Murem przebywał prezydent Nixon. Dopiął on wówczas wielkiego globalnego biznesu, tworzącego pierwszą hybrydę komunistyczno-kapitalistyczną. Chińczycy są pragmatyczni, więc mogą pogodzić komunistyczną ideologię walki klas z powstaniem nowej klasy miliarderów pod światłym przewodem komitetu centralnego. Wszak jak mawiał wielki przywódca, nieważne jakiej maści jest kot, ważne żeby łapał myszy. Przez ostatnie lata to łapanie doszło do takiej perfekcji, że Chiny prześcignęły właśnie Niemcy i przymierzają się do detronizacji Japonii jako gospodarczy nr 2 na świecie. Warto przypomnieć, że przed wielką stagnacją z lat '80 Japonia przymierzała się do gospodarczego pokonania Stanów. Na drodze stanęły jednak wielkie przemiany geopolityczne - upadek imperium radzieckiego i rozczarowanie potęgą, wiecznie skazaną na bycie numer dwa.
Podobnie dziś, wydaje się że Stany tak są już zadłużone, osłabione dwoma bezsensownymi wojnami i skazane na łaskę swych azjatyckich wierzycieli, że nieunikniony wzrost potęgi Chin na arenie międzynarodowej spowoduje, iż dolar zaraz pójdzie do śmietnika, a nasze dzieci zamiast angielskiego, powinny ćwiczyć mandaryński. Tak wygląda na pozór, lecz z bliska sytuacja wygląda zgoła odmiennie. Obama w odróżnieniu od Nixona pojechał do Chin aby ogłosić koniec projektu Chimerica, tandemu w którym jedna strona tanio produkowała, a druga z wielkim apetytem i na kredyt, konsumowała. Termin wymyślił Niall Ferguson, pupil władzy i członek kilku wiodących think-tanków. W ostatnim artykule, linkowanym na dole, żegna się z Chimeryką bez żalu. W podobnym tonie brzmią artykuły dwóch innych luminarzy: noblisty Krugmana i pierwszoligowego dziennikarza ekonomicznego Evansa-Pritcharda. Wszystkie ukazały się na czas azjatyckiego tournee i przygotowują grunt do twardej powtórki z roku 1971, kiedy amerykański minister finansów pokazał światu Kozakiewicza, zrywając jednostronnie parytet złota. To nasza waluta, ale wasz problem. W następstwie tego rozpoczęła się era papierowego dolara oraz chińska odyseja nieskończonego wzrostu. Od przełomu wieków chińskie pkb wzrosło czterokrotnie! Czy ta architektura świata da się utrzymać dalej? Nie, nierównowagi doszły do granic wytrzymałości systemu. Obama pojechał to zakomunikować. Chimerica good-bye.
Nie można dalej prowadzić wzrostu gospodarczego świata w oparciu o amerykańskiego konsumenta, któremu kredytu udziela chiński producent wszystkiego. Załamanie się popytu światowego z ub.r. nie było jednorazowym sygnałem ostrzegawczym, ale zwiastunem zmiany trendu. Kredyt światowy osiągnął swoje apogeum - peak-credit - i dalej nie pociągnie gospodarczego rozwoju. Co prawda pojawiły się zwiastuny wychodzenia z recesji, ale na niższych poziomach. Świat nie potrafi powrócić do szczytów z lat 2006-7 z powodu załamania się piramidy kredytowej, która została awaryjnie załatana bilionowymi funduszami państwowymi. To kredyt państwowy właśnie, wzięty z pożyczek pod przyszłe podatki, zastąpił niespłacane kredyty hipoteczne i konsumpcyjne i ich pochodne. Banki kredytują obecnie obligacje państwowe, finansujące programy naprawcze banków... Na tzw. ulicę, do amerykańskiego konsumenta te środki nie trafiają. Jak może on powrócić do swojego tradycyjnego życia na kredyt, kiedy kredyt właśnie został odcięty? Nie może. Musi zacząć oszczędzać i zrównoważyć swój budżet.
W wymiarze międzynarodowym zrównoważenie budżetu polega na wyrównaniu bilansu handlowego, który w ub.r. znowu zaliczył kolejny deficyt obrotów USA-CN w wysokości 200 mld. I to w sytuacji załamania koniunktury! Nie da się dalej prowadzić takiej polityki, choć Chiny wydają są od niej uzależnione. Administracyjnie utrzymywany niski kurs juana powoduje stałą, strukturalną nadwyżkę handlową, która doprowadziła w dłuższej perspektywie do osłabienia dolara. Cierpią dziś na tym gospodarki strefy euro i jena, bo waluty te znacznie wzrosły w stosunku do dolara i ich eksport stał się całkowicie niekonkurencyjny, zarówno wobec Chin, jak i Stanów. Z tej perspektywy patrząc, rachunek za tandem Chimerica płaci Europa.
Słaby dolar jest zatem, co zresztą było tu debatowane, obojętny lub nawet na rękę Chińczykom. Z merkantylistycznego punktu widzenia utrzymanie status quo jest dla nich pożądane, bo są na razie największym beneficjentem, zarówno ekspansji kredytowej, jak i finansowego kryzysu. Czas jednak to skończyć. Tak przynajmniej twierdzą zgodnie światowi publicyści, a zezowaty ich słucha. Czy prezydent Hu ich także wysłucha? Wątpię. Być może zgodzi się na stopniowe i łagodne upłynnienie (umocnienie juana), ale na całkowite otwarcie rynku walutowego nie ma co liczyć. Więcej ma do zyskania z utrzymania swego reżimu finansowego, niż ryzykuje z krachu dolara. Taka jest bowiem alternatywa. Jeśli Hu uwolni juana, rozpadnie się jego bank centralny i całe centralne planowanie diabli wezmą. Jeśli będzie dalej kontynuował politykę słabego juana, czyli stałej (i rosnącej) strukturalnej nadwyżki w handlu ze Stanami, dolar będzie nieubłaganie tracił wobec innych walut, zatem stan rezerw walutowych Chin ulegnie erozji, a w przypadku krachu dolara, nawet całkowitej stracie. Ryzyko jest jednak niewielkie, bo to by oznaczało upadek systemu finansowego całego świata. Nasze pieniądze ale wasz problem...
W takim ciekawym momencie historii żyjemy. Albo wybuch, albo załamanie, a może coś trzeciego?
The End of Chimerica - Niall Ferguson & Moritz Schularick, New York Times
China has now become the biggest risk to the world economy - Ambrose Evans-Pritchard, Telegraph
The Chinese disconnect - Paul Krugman, The New York Times
czwartek, 12 listopada 2009
Dzieło boże
W związku z tym, że prezes GS w swojej megalomanii poszedł już tak daleko, iż jeden z jego mądrali miał czelność przemawiać ostatniej niedzieli w Londynie w anglikańskiej świątyni, pouczając, że pożyczanie na procent mieści się w zamiarach bożych i pomnaża jego dzieło, on sam - najwyraźniej nienasycowny tymi pochwałami - wyszedł z egzegezą do ludu, niniejszy tekst. Lloyd Blankfein ma czelność pouczać ludzi, że nie dość iż jego bank uczciwie zarobił swoje 10 mld na nagrody roczne, chyba najwyższe w historii. Więcej. Bank umożliwił swoją pracą pożyteczne dzieła, inwestycje, udzielił kredytów budujących nowe, społecznie użyteczne rzeczy, stąd nalezy mu sie pochwała, bo czyni boże dzieło!
Jeśli coś jest bluźnierstwem, to na pewno te megalomańskie przechwałki, puste i zarozumiałe. GS utrzymał się przy życiu, bo uratował go były prezes, pełniący czasowo funkcję ministra skarbu Paulson, a nadzwyczajne zyski, które odnotował od tego momentu "bank inwestycyjny" wzięły się nie z działalności kredytowej, tylko megaspekulacji, a w szczególności na nieprzejrzystym, oszukańczym modelu handlu elektronicznego HFT, dzięki któremu daje się wyczesać z rynku kwoty rzędu 100 mln dziennie.
Pamietając o tym dedykuję tekst inspirowany przez Huffington Post.
Prezesie nasz,
który panujesz nad radą nadzorczą
sławne imię twoje
niech wykupi konkurencję
niech przyniesie hossę
jak na akcjach tak i derywatach.
Z zysków naszych dziennych daj nam prowizję przelewem
i nie wódź nas na oskarżenia
ale nas zawsze bail-outuj.
Bo twoje jest ministerstwo finansów
i skarbu
i bank centralny
po wsze czasy
Goldman.
środa, 11 listopada 2009
Rozwolnienie dolara 19: G-20
IMF-G20-110709 -
Oto materiał pomocniczy do rozszyfrowania tekstu międzu wierszami.
Nie jest łatwo, prawda? Stąd media prześliznęły się nad komunikatem, który zdaje się nic nie mówić. Ministrowie finansów G-20 będą dalej prowadzić akcję stymulowania gospodarek światowych według dotychczasowego planu pod światłym przewodem Big heli Bena. Do radosnego skutku. Nic bardziej mylnego. Komunikat właśnie opublikowany potwierdza to, co wielu przypuszaczało, a teraz staje się pewnikiem. Stąd wynika także dzisiejsze zachowanie walut, ale o tym dalej.
Nie będzie hiperinflacji
Wyraźnie zaznaczono, że najwyższy czas nakreślić odpowiedzialne i wiarygodne plany wycofania się z akcji pomocowych. Polityka niskich stóp procentowych jest od tego zależna, bowiem oprocentowanie długich obligacji zaczęło się podnosić. Jeśli zjawisko się utrwali, na nic będą wszystkie akcje, spirala długów runie i przytłoczy świat deficytami nie do udźwignięcia. Jedynym wyjściem, przynajmniej tak się szefom monetarnym wydaje, jest jak najdłuższe utrzymywanie efektywnych zerowych stóp (albo i ujemnych), do czasu naprawy systemu bankowego i powrotu do jako takiego wzrostu. Do tego momentu należy zachować wiarygodną obietnicę skutecznego i szybkiego wycofania środków pomocowych z rynku w razie potrzeby, aby móc utrzymać stopy procentowe na zerowym poziomie, co jest warunkiem przetrwania systemu.
Banki centralne mają skuteczne narzędzia do zebrania płynności z rynku
Wśród narzędzi (w domyśle oczywiście chodzi o Bena) wymieniono odwrócone REPO i awaryjne zwiększanie oprocentowania depozytów. Podobno mają piorunującą skuteczność. Tu zezowaty pokazuje swój ozdobny małpi wytrzeszcz i jeden z palców. Ostatnia aukcja reverse repo okazała się totalną klapą. Benek nie jest w stanie wchłonąć płynności, którą raz wydrukował, bo na świecie realnym woda płynie z dołu do góry. Owszem są procenty ujemne i one nawet się ładnie sumują, ale tylko między bankami, już w realu, po wyjściu na tzw. ulicę, nikt nie chce pożyczać na ujemny procent, wszyscy chcą zarabiać :( A propos zarabiania. Benek od zeszłorocznych świąt płaci bankom 1% od rezerw i jest to ukryte subsydium do forsy, która i tak leży bezużyteczna, bo wszystko, co stworzył uczony magik centralny i wpisał jako nowy kapitał pożyczony bankom natychmiast spoczęło jako zapisy "rezerwy dotatkowe w banku centralnym". Do tych to rezerw Benek dopisuje co kwartał 1% odsetek. Co zmieni w realnym życiu podniesienie oprocentowania rezerw? Będzie dopisywał więcej... Do czasu, jak pieniądze zaczną krążyć...
Wzrost gospodarczy jest anemiczny i bardzo delikatny
MFW zdaje sobie doskonale sprawę, że obecne odbicie, uzyskane na koszt pomocy państw, jest nietrwałe i wynika tylko z przesunięcia popytu z przyszłości. Wyraźnie stwierdzono, że obecna odbicie nie jest organicznym wzrostem, tak jak w normalnym cyklu koniunktury i nie utrzyma się samo. W związku z tym ministrowie zobowiązali się do utrzymywania akcji pomocowej do czasu powrotu na normalną ścieżkę wzrostu gospodarczego (czyli w bliżej nieokreślonym terminie). Przerwanie podtrzymywania stymulacji będzie oznaczało niechybny powrót do recesji, więc na razie nie ma mowy o odcięciu kroplówki.
Stopniowe zatrzymanie bezpośrednich zastrzyków fiskalnych nie oznacza końca QE
Wycofanie się z subsydiów antyzawałowych nie oznacza wcale automatycznej rezygnacji z niestandartowych metod monetarnych, czyli QE. Więcej - QE może być stosowane po zakończeniu właściwych akcji pomocowych, w bliżej nieokreślonej perspektywie. Oznacza to, że co prawda skończyły się możliwości wiarygodnego wspierania keynesowskiego, bowiem deficyty na całym świecie bardzo szybko zmierzają do włosko-japońskich wzorców, ale nie skończyły się manipulacje monetarne. Banki centralne przyznały dotarcie do kresu swych możliwości w sensie ciężaru długów. Dla utrzymania przy życiu konieczne jest zerowe oprocentowanie, więc manipulacja quantitative easing będzie trwała.
Wzrost gospodarczy rozwiniętego świata pozostanie słaby
MFW przyznało utrzymanie strategicznego celu relokacji globalnej aktywności poprzez stwierdzenie strukturalnej słabości krajów rozwiniętych. W najbliższej dekadzie (jeśli nie dłużej) motorem wzrostu będą nadal kraje rozwijające się. Widać to po sile odbicia z depresji. Młode gospodarki (i ich waluty) odbiły najprężniej i najszybciej. Źle to rokuje społeczeństwom starym i bogatym, za to bardzo dobrze Polsce (dopóki nie wejdzie do euro). MFW widzi przepływ środków pomocowych z krajów rozwiniętych (z banków) inwestowany w kraje rozwijające się, gdzie zarabiają i tworzą miejsca pracy. Z całości tekstu wynika jasno, że taki zresztą był strategiczny plan i właściwie nie ma innej możliwości.
Wspomaganie świata rozwijającego jest priorytetem
Skoro nie ma innych motorów wzrostu, nadzieją na wyjście z kryzysu są inwestycje w regionach rozwijających się. Niestety, ze względu na kruchość ich finansowania (z zewnętrzynych kredytów) w chwili kryzysu wycofywane są z nich środki, co grozi stabilności całego systemu. MFW podkreśla zaangażowanie i utrzymywanie go, nawet w obliczu kryzysu, bowiem to peryferia dziś są nadzieją świata. To bardzo mocne słowa, które niewątpliwie podciągną waluty peryferyjne (patrz złotówka), tylko pytanie o podstawy instytucjonalne. Bank to nie instytucja charytatywna, kiedy zechce spakować walizki, to to robi. Tak czy inaczej to dobrze dla Polski, bo inwestycje u nas rzeczywiście będą dawać duży i pewny zwrot, a do zrobienia jest mnóstwo.
Dolar osłabia się i pozostanie słaby przez carry-trade
MFW potwierdza rewelacje zezowatego, że oprócz strukturalnej słabości dolara, jako waluty psutej darmowym drukiem, dochodzi jeszcze długofalowy trend finansowania globalnej akcji kredytowej w dolarze. Dolar jako waluta tania (niskie oprocentowanie w dającej się przewidzieć przyszłości) z globalnej waluty rezerwowej (trzymanej przez banki centralne) staje się globalną walutą finansującą (jak dotychczas jen). MFW nie mówi tego wprost, ale z kontekstu wynika, że nie ma się czemu dziwić. Skoro bilanse banków są zapełnione wirtualnym śmieciem, trzeba je czymś uzupełnić, aby powróciły z czasem do normalności. To nic innego jak relewarowanie, czyli pompowanie balona od początku. Przecież bańkierzy tylko to potrafią, więc nie można się dziwić, (bliższe przyjrzenie się temu scenariuszowi, inflacja-deflacja w odrębnym artykule, który chodzi mi po głowie od dwu tygodni) ale warto docenić konsekwencję. Pierwszy awaryjny strzał ratunkowy przyszedł do banków centralnych i rządów, zadłużających się w okamgnieniu na kolejne biliony. Banki (wielkie) przestały się zapadać. Drugi etap, rozciągnięty w czasie, trwa mniej więcej od marca i polega na uzupełnieniu brakującej dziury w bilansach banków kredytem na inwestycje w krajach wzrostu. Banki amerykańskie (i inne) udzielają pożyczek po świecie, same mając forsy jak lodu, praktycznie za darmo. Dolar systematycznie się osłabia, bo wiadomo, że jego oprocentowanie jest zerowe więc właściwie ujemne. Samonapędzająsy mechanizm. MFW potwierdziło, że kreacja carry-trade na dolarze było w ich zamiarach i nie powinni to nikogo obrażać, bo to rozsądny kompromis. Ameryka pozbywa się łagodnie długów, Chiny mogą dalej produkować i mają spokój, a Europa musi się na takie rozwiązanie zgodzić, bo innego nie ma :) Ergo: szmacony lolar, mocne euro i juan przyczepiony do wuja Sama, jak rzep do ogona. Mówił zezowaty? Mówił.
Jedno drobne uzupełnienie do trendu na dolarze. Zwrócił na nie uwagę m.in. prof.Roubini. Anielski spokój MFW, które niszczy dolara z uśmiechen hipnotyzera na twarzy, kryje w sobie zabójczą moc. Otóż - jak wcześniej zauważyłem - przerwanie opisanego mechanizmu reflacji, czyli zastępowania starych, zgniłych kredytów nowymi w oparciu o carry-trade na dolarze, doprowadzi do gigantycznego skoku wartości dolara, przy którym ubiegłoroczne deflacyjne "ssanie" będzie bajką. Otóż do ciśnienia związanego w momencie zacięcia kredytu dojdzie ciśnienie ryzyka kursowego (wymiany walut lokalnych na dolara). Efekt może być piorunujący.
Teraz szybciutko do walut. Najpierw król przedstawienia.
Akcja przebiega zgodnie z planem. Właśnie łamana jest barierka (.6660 czyli 1.5000) i daalszy zjazd w tuneliku wygląda na pewniaka. Jak zapowiadałem, należy obserwować zachowanie w strefie turbulencji .6250. Jeśli nic się złego nie wydarzy, a kto to może w końcu wiedzieć, wojny i wielkie upadłości zdarzają się przecież na tym kryzysowym świecie, zasięg ruchu .5550. Najdalej na tym poziomie powinno być jakieś znaczące odbicie. Patrząc na determinację pompowania carry-trade zwróć uwagę na potencjalny rakietowy charakter kryzysowego odbicia lolara.
Co mówi juras?
Euro wyłamało się z rosnącego kanału jesiennego, który zezowaty racjonalnie tłumaczył pogarszającą się sytuacją budżetu Wzrostowskiego. Sygnałem był raport MFW, bo jakiś specjalnych jaskółek w gospodarce nie widać. Oczywiście można powiedzieć po amerykańsku, że nie spełniły się czarne scenariusze i mamy dodatni wzost gospodarczy, co w EU jest wyjątkiem i tym podobne stare kotlety, więc w Święto Niepodległości złotówka musi się umocnić. Dla zezowatego ruch w dniu wolnym od pracy wskazuje na zagrywkę. Jakby pod spodem nie było, pretekst jest, a skoro ruch jest wbrew fundamentom, ale ładnie wygląda na wykresie, to chyba właśnie realizuje się scenariusz nieuchronnego umocnienia złotego. Zasięg takiego ruchu? 3.900 i wystarczy. Skoro nie jest podparty fundamentem (a nie jest), będzie krótkotrwały, nie dłużej niż miesiąc, zresztą dokładnie tak samo to formułowałem poprzednio i nic się nie zmieniło, więc robi się nudno :)
True Ott i Alex Jones o grypie
Skoro już sprawa sztucznej paniki ze świńską grypą i powiązane z nią naganianie na szczepienia niesprawdzonymi i potencjalnie bardzo groźnymi dla zdrowia szczepionkami weszła do tzw. głównego nurtu mediów, warto poszukać głębiej, co za tą zmianą nastroju się kryje oraz co nas może czekać. Epidemia (pandemia?) za naszą wschodnią granicą nie jest tworem wyobraźni, a jej ofiary są realne. Najciekawszy jest jej przebieg, wraz z zaznaczonym poprzednio rozbiegiem.
Chwała pani minister zdrowia Kopacz za otwarte i szczere stanowisko wobec sprzedawców bezwartościowych, ale za to patentowanych śmieci medycznych do wstrzykiwania pod skórę. Zezowaty pytał: gdzie certyfikat? I - sądząc ze stanowiska pani minister - rzeczywiście nie ma żadnych certyfikatów na szczepionki. Nie są one przebadane, a za ich negatywne działania mają wziąć odpowiedzialność in blanco rządy je swym pacjentom ordynujące! Szczera prawda.
Dlaczego taka frontalna wolta (pani minister lansowała się ze swoim przesłaniem w TVN), przecież można było sprawę załatwić bez odstręczania do dostawców szczepionek? Skoro pani minister jest politykiem, a dodatkowo jeszcze całą akcję rozpoczął pan Palikot, motyw najwyraźniej jest polityczny. W zezowatej geooptyce znaczy to, że Polska nie przyłączy się do medyczno-politycznych eksperymentów na wschodniej flance NATO bez realnego planu i zysku. Dodać jeszcze można że z zagrożeniem życia i zdrowia swoich obywateli. Skoro naszym bohaterom od teczek nikt przy zdowych zmysłach szerszego planu objaśniać nie zamierza, bo następnego dnia by go przeczytał w Fakcie, zezowaty widzi przebieg pandemii bardzo łagodnie, bo nijak się tego pogodzić nie da ;)
Teraz arcyciekawy wywiad wspomnianego w poprzednim dr. True Otta, z Aleksem Jonesem, prowadzącym stronę infowars. Warto posłuchać i porozmyślać trochę bez zacietrzewień i uprzedzeń. Jeden i drugi nie są głupi, a z przebiegu rozmowy łatwo sprawdzić, że przyklejane im tak łatwo etykiety oszołomów są zupełnie nie na miejscu. Oczywiście - jak zawsze - zezowaty poleca daleko posunięty krytycyzm. Use your head or you'll be dead :)
True Ott, to ten do którego podobno dzwonił Joseph Moshe przed gazowym zatrzymaniem, mówi o tym w wywiadzie. Chętni do streszczenia wywiadu na polski pilnie poszukiwani.
Pobierz (mp3)
W wywiadzie wspomniana jest publikacja opisująca omawiane poprzednio rozszyfrowanie wirusa hiszpanki z 2005 r. i pięć różnych linii wirusa, wchodzących w możliwe rekombinacje H1-H5.
Resurrected Pandemic Influenza Viruses. Annual Review of Microbiology Volume 63; September 08, 2009 (pdf)
Chwała pani minister zdrowia Kopacz za otwarte i szczere stanowisko wobec sprzedawców bezwartościowych, ale za to patentowanych śmieci medycznych do wstrzykiwania pod skórę. Zezowaty pytał: gdzie certyfikat? I - sądząc ze stanowiska pani minister - rzeczywiście nie ma żadnych certyfikatów na szczepionki. Nie są one przebadane, a za ich negatywne działania mają wziąć odpowiedzialność in blanco rządy je swym pacjentom ordynujące! Szczera prawda.
Dlaczego taka frontalna wolta (pani minister lansowała się ze swoim przesłaniem w TVN), przecież można było sprawę załatwić bez odstręczania do dostawców szczepionek? Skoro pani minister jest politykiem, a dodatkowo jeszcze całą akcję rozpoczął pan Palikot, motyw najwyraźniej jest polityczny. W zezowatej geooptyce znaczy to, że Polska nie przyłączy się do medyczno-politycznych eksperymentów na wschodniej flance NATO bez realnego planu i zysku. Dodać jeszcze można że z zagrożeniem życia i zdrowia swoich obywateli. Skoro naszym bohaterom od teczek nikt przy zdowych zmysłach szerszego planu objaśniać nie zamierza, bo następnego dnia by go przeczytał w Fakcie, zezowaty widzi przebieg pandemii bardzo łagodnie, bo nijak się tego pogodzić nie da ;)
Teraz arcyciekawy wywiad wspomnianego w poprzednim dr. True Otta, z Aleksem Jonesem, prowadzącym stronę infowars. Warto posłuchać i porozmyślać trochę bez zacietrzewień i uprzedzeń. Jeden i drugi nie są głupi, a z przebiegu rozmowy łatwo sprawdzić, że przyklejane im tak łatwo etykiety oszołomów są zupełnie nie na miejscu. Oczywiście - jak zawsze - zezowaty poleca daleko posunięty krytycyzm. Use your head or you'll be dead :)
True Ott, to ten do którego podobno dzwonił Joseph Moshe przed gazowym zatrzymaniem, mówi o tym w wywiadzie. Chętni do streszczenia wywiadu na polski pilnie poszukiwani.
Pobierz (mp3)
W wywiadzie wspomniana jest publikacja opisująca omawiane poprzednio rozszyfrowanie wirusa hiszpanki z 2005 r. i pięć różnych linii wirusa, wchodzących w możliwe rekombinacje H1-H5.
Resurrected Pandemic Influenza Viruses. Annual Review of Microbiology Volume 63; September 08, 2009 (pdf)
niedziela, 8 listopada 2009
Jak handluje goldie
Masz akcje? Spekulujesz? Dobrze. Popatrz, jak to robi zawodowiec. Po rozwaleniu konkurencji w osobie Lehmana nie zostało wielu konkurentów na placu boju. W handlu CDS oraz HFT Goldie zmajoryzował rynek i robi z nim prawie, co chce. Rok temu był na krawędzi upadku? Możliwe. Dziś najwyższe nagrody roczne w historii, po kilka milionów na łebka, im się po prostu należą. Zarobili.
Ile dni stratnych miał Goldie w trzecim kwartale? Jeden. Ile średnio zarabia dziennie? Coś ponad 100 milionów. W trzy na pięć dni tygodnia zarabia ponad setkę, zazwyczaj sporo ponad :) Jakaś recesja jest podobno...
[Obrazek Zero Hedge]
Ile dni stratnych miał Goldie w trzecim kwartale? Jeden. Ile średnio zarabia dziennie? Coś ponad 100 milionów. W trzy na pięć dni tygodnia zarabia ponad setkę, zazwyczaj sporo ponad :) Jakaś recesja jest podobno...
[Obrazek Zero Hedge]
Polowanie na grypę z nagonką
Skorzystałem z tego, iż Imć ZeZorro osłabł był po grypie;-) i wszedłem w jego gościnne progi, tfu, blogi. A ponieważ jak dotychczas, ani nie pokonano kryzysu, ani nie odnaleziono śladów pandemi świńskiej grypy, świat toczy się, jak toczył. Historia porażek amerykańskiej administracji przeplata się z historią zwycięstw prywatnych korporacji, która to historia, niczym łańcuchy polinukleotydowe w DNA, owijają się wokół wspólnej osi władzy i pieniedzy.
Tak sie dziwnie składa, że nie odnaleziono domniemanego szefa AlKaidy, Bin Ladena, nawet wtedy, kiedy leczył się on w USA na chorobę serca, u Saddama nie znaleziono żadnej broni masowego rażenia, ani nuklearnej, ani nawet chemicznej, czy bilologicznej, a od ogłoszonej przez WHO pandemi, zmarło na swińską grypę mniej niż dwa tysiace ludzi, no to mamy kłopot, nie tylko z terrorystami, ale i z wirusami - i jedni i drudzy nijak się okiełznać nie dadzą, ale kosztują administrację wielu państw, a poprzez to i nas samych, mnóstwo pieniędzy. W tak zwanym miedzyczasie, słuchając wiadomości o pandemii, wiecej kierowców zginęło w Polsce w wypadkach drogowych, a pandemi autostradowej nie ogłoszono! Może więc nie chodzi tutaj o króliczka, ale o to, aby go gonić?! W miarę jak komunizm zwycięża, nasila się walka klasowa - zwykł mawiać Józef Stalin, vel Słoneczko. Idąc tą samą drogą, amerykańscy wojskowi urzędnicy, tuż przed zakończeniem II wojny światowej i zaraz po jej zakończeniu, zamówili broni i amunicji na ponad 6 mld ówczesnych dolarów i ich przezornie, co tu by losu nie kusić - nie odebrali;-)
Grypa jest jednak niebezpieczna. Jak donoszą mainstreamowe media, w tym wp.pl "Nieporadność władz wobec epidemii grypy na Ukrainie może doprowadzić do konieczności wprowadzenia stanu wyjątkowego i przełożenia daty wyborów prezydenckich".
Mówcie mi Hans, a poprzednim moim wcieleniem był Wernyhora;-)
Rosjanie już mają dla Ukraińców gotową i przetestowana w ubiegłym roku receptę i to popartą badaniami naukowymi "Wdzieranie się wirusa grypy do komórki można podsumować następująco - wirus używa otwieranego elektrostatycznie molekularnego noża – hemaglutyniny. Otwarcia ostrza noża, czyli peptydu fuzyjnego, dokonuje nie wirus, lecz sama zainfekowana komórka, próbując unieszkodliwić wirusa poprzez strawienie go w endosomie. Co więcej, nóż otwiera się łatwiej w wyższej temperaturze, a więc typowa walka organizmu z grypą poprzez podniesienie temperatury ciała pomaga wirusowi uciec z pułapki." Rosjanie więc, w ramach pomocy zagrypionej Ukrainie odetną jej gaz i zmuszą ukraińskie władze do obniżenia temperatury mieszkań, zwalczając tym samym epidemię grypy pukajacą do bram matuszki Rossiji;-) oraz ochładzając gorące głowy, które pragną wprowadzenia stanu wyjątkowego na Ukrainie.
Amerykański kapitan okrętu wojennego, stacjonującego w Gdyni, gdy tylko dowiedział się o niecnych rosyjskich knowaniach, to kazał ostrzelać Westerplatte;-) Aż boję się pomyśleć, co zrobi głównostrzałowy, GS Banany, tfu Goldman Sachs Obamy z naszą giełdą, kiedy dowie się, że zarówno Tusk, jak i Kopacz wątpią w skuteczność szczepień i zakupili jedynie 2 miliony dawek Tamiflu, gdzie na dołączonej do leku ulotce możemy doczytać, że działania uboczne są nieomal identyczne z symptomami ciężkiej grypy;-) Oj, będzie się działo, jak masa ludzi przyjmie to lekarstwo w tym samym czasie.
Giełda też zagrypiona i kaszle. Bank Millennium, niespodziewanie;-) zaskoczył potężną kwartalną stratą wynoszącą aż 87mln złotych. Kto nie ma lęku wysokości, ten niech inwestuje na giełdzie, albo nakupi się nieruchomości. Janjuah z Royal Bank of Scotland prognozuje 20% spadek indeksu S&P500 w najbliższych miesiącach, a Tusk zapowiadał niespodziankę na połowę grudnia. Zapewne coś łata, tego łata, na tamto euro. Oj, coś pokopią, kogoś skopią, a może utopią...
Grypa coś mnie bierze, czosnku się nażrę, miodem popije i na wszelki wypadek zajrzę do lodówki;-)
Tak sie dziwnie składa, że nie odnaleziono domniemanego szefa AlKaidy, Bin Ladena, nawet wtedy, kiedy leczył się on w USA na chorobę serca, u Saddama nie znaleziono żadnej broni masowego rażenia, ani nuklearnej, ani nawet chemicznej, czy bilologicznej, a od ogłoszonej przez WHO pandemi, zmarło na swińską grypę mniej niż dwa tysiace ludzi, no to mamy kłopot, nie tylko z terrorystami, ale i z wirusami - i jedni i drudzy nijak się okiełznać nie dadzą, ale kosztują administrację wielu państw, a poprzez to i nas samych, mnóstwo pieniędzy. W tak zwanym miedzyczasie, słuchając wiadomości o pandemii, wiecej kierowców zginęło w Polsce w wypadkach drogowych, a pandemi autostradowej nie ogłoszono! Może więc nie chodzi tutaj o króliczka, ale o to, aby go gonić?! W miarę jak komunizm zwycięża, nasila się walka klasowa - zwykł mawiać Józef Stalin, vel Słoneczko. Idąc tą samą drogą, amerykańscy wojskowi urzędnicy, tuż przed zakończeniem II wojny światowej i zaraz po jej zakończeniu, zamówili broni i amunicji na ponad 6 mld ówczesnych dolarów i ich przezornie, co tu by losu nie kusić - nie odebrali;-)
Grypa jest jednak niebezpieczna. Jak donoszą mainstreamowe media, w tym wp.pl "Nieporadność władz wobec epidemii grypy na Ukrainie może doprowadzić do konieczności wprowadzenia stanu wyjątkowego i przełożenia daty wyborów prezydenckich".
Mówcie mi Hans, a poprzednim moim wcieleniem był Wernyhora;-)
Rosjanie już mają dla Ukraińców gotową i przetestowana w ubiegłym roku receptę i to popartą badaniami naukowymi "Wdzieranie się wirusa grypy do komórki można podsumować następująco - wirus używa otwieranego elektrostatycznie molekularnego noża – hemaglutyniny. Otwarcia ostrza noża, czyli peptydu fuzyjnego, dokonuje nie wirus, lecz sama zainfekowana komórka, próbując unieszkodliwić wirusa poprzez strawienie go w endosomie. Co więcej, nóż otwiera się łatwiej w wyższej temperaturze, a więc typowa walka organizmu z grypą poprzez podniesienie temperatury ciała pomaga wirusowi uciec z pułapki." Rosjanie więc, w ramach pomocy zagrypionej Ukrainie odetną jej gaz i zmuszą ukraińskie władze do obniżenia temperatury mieszkań, zwalczając tym samym epidemię grypy pukajacą do bram matuszki Rossiji;-) oraz ochładzając gorące głowy, które pragną wprowadzenia stanu wyjątkowego na Ukrainie.
Amerykański kapitan okrętu wojennego, stacjonującego w Gdyni, gdy tylko dowiedział się o niecnych rosyjskich knowaniach, to kazał ostrzelać Westerplatte;-) Aż boję się pomyśleć, co zrobi głównostrzałowy, GS Banany, tfu Goldman Sachs Obamy z naszą giełdą, kiedy dowie się, że zarówno Tusk, jak i Kopacz wątpią w skuteczność szczepień i zakupili jedynie 2 miliony dawek Tamiflu, gdzie na dołączonej do leku ulotce możemy doczytać, że działania uboczne są nieomal identyczne z symptomami ciężkiej grypy;-) Oj, będzie się działo, jak masa ludzi przyjmie to lekarstwo w tym samym czasie.
Giełda też zagrypiona i kaszle. Bank Millennium, niespodziewanie;-) zaskoczył potężną kwartalną stratą wynoszącą aż 87mln złotych. Kto nie ma lęku wysokości, ten niech inwestuje na giełdzie, albo nakupi się nieruchomości. Janjuah z Royal Bank of Scotland prognozuje 20% spadek indeksu S&P500 w najbliższych miesiącach, a Tusk zapowiadał niespodziankę na połowę grudnia. Zapewne coś łata, tego łata, na tamto euro. Oj, coś pokopią, kogoś skopią, a może utopią...
Grypa coś mnie bierze, czosnku się nażrę, miodem popije i na wszelki wypadek zajrzę do lodówki;-)
sobota, 7 listopada 2009
GRYPA LIKOTA
Ma rację poseł Palikot, kiedy mówi, że nagonka na szczepienia przeciwko grypie to jeden wielki przekręt i skok na kasę. Oczywiście o wiele skuteczniejszym lekiem jest małpka koniaczku i witamina D. Szczere i jasne przesłanie specjalisty od lateksu ma - jak zawsze - nie tyle cię oświecić, co przesłonić. Co? Kogo? Oczywiście śmierdzącą stocznię, jednorękich bandytów, tarzanie Kamińskiego za dobrze zrobione podsłuchy i - najważniejsze - zrozpaczonego Chleboszczaka rzuconego na pożarcie, który całkiem niedwuznacznie paple w gazetach, że jak go spiszą na straty i odetną od lodów, to sam w zalewie Czorsztyńskim tonął nie będzie. Weźmie ze sobą kolegów od hazardu na przykład...
Wróćmy do grypy oraz tego, czego na pierwszy rzut oka nie widać, choć wielkie i stare jak dinozaur. Dla urozmaicenia narracji krótki film z łapania groźnego przestępcy. Czas: sierpień 2009, miejsce: parking pod Los Angeles.
Dzielni agencji SWAT (antyterroryści) po zagonieniu ofiary na parking i obstawieniu samochodami (w tym opancerzony Humvee) gazują dwukrotnie gazem pieprzowym, a następnie taserują pasażera czerwonego VW beetle, wszystko zdalnie, przy użyciu policyjnego robota. Po co te ceregiele? Nie mogli normalnie wyciągnąć faceta za fraki przy autostradzie, rozpłaszczyć na masce i skuć jak należy? Co to, superman jakiś, odporny na kule, ten vw-zabawka to kurde z tytanu? Nic takiego. SWAT bał się go dotknąć, dosłownie. Dlaczego, zadżumiony był? Bingo!
Niepozorny pasażer czerwonego autka to Józef Mosze, bakteriolog z podwójnym obywatelstwem, pracujący dla Mossadu (stąd odporność na gaz, podziwiam wytrzymałość gościa). Jechał właśnie do konsulatu Izraela, pewnie z jakimiś ważnymi sprawami. W przeddzień zadzwonił do programu radiowego prowadzonego przez dr True Otta, w którym rozmawiano na temat pandemii świńskiej grypy. Powiedział na antenie, że w laboratoriach Baxter na Ukrainie produkowane są śmiercionośne zarazki grypy, będącej mutacjami genetycznymi, w szczepionkach antygrypowych, które posłużą do wywołania pandemii.
Mosze chyba wiedział co mówi, bo na Ukrainie właśnie szaleje grypa, która w ciągu tylko ostatniej doby pochłonęła kilkadziesiąt ofiar śmiertelnych. Co ciekawe, według miejscowych źródeł nie jest to żadna grypa świńska, ale ciężkie wirusowe zapalenie płuc, którego objawy jako żywo przypominają słynną hiszpankę z 1918 r. To nie koniec dziwnych zbiegów okoliczności. Tak się składa, że w tym tygodniu urzędujacy prezydent Ukrainy Juszczenko zapowiedział, że prawdopodobnie trzeba będzie w związku z epidemią ogłosić stan wyjątkowy, który zresztą na terytorium kilku obwodów już obowiązuje. Juszczenko cieszy się kilkuprocentowym poparciem i styczniowe wybory bardzo mu są nie na rękę. W trakcie stanu wyjątkowego dekretami rządzi się łatwiej.
Skąd u licha agent Mossadu przewidział jesienne wypadki w kącie Europy? Ano z prostego przypadku, dzięki któremu podobno poprzednim pracodawcą Juszczenki był koncern Baxter, więc na Ukrainie cieszy się dziś sporą swobodą. Prawdopodobnie był też sponsorem jakże udanej, pomarańczowej kampanii prezydenckiej.
Zbiegów okoliczności to nie koniec. Otóż miesiąc po opatentowaniu przez Baxtera szczepionki na rekombinowane szczepy grypy A H5, do których należy obecna świńska grypa, a także poprzednie odsłony grypy ptasiej itp. niespodziewana, ale zapowiadana epidemia świńskiej grypy w kwietniu tego roku rzeczywiście się pojawiła. Wszystkie szczepionki przeciwko tej grypie objęte są patentem Baxtera, a produkowane przez światowe koncerny pod różnymi nazwami szczepionki wychodzą na bazie materiałów i licencji firmy Baxter.
W związku z tym, że wybuch epidemii jest - jak zawsze - bardzo groźny, WHO oraz FDA zgodziły się w drodze wyjątku udzielić producentom szczepionek przeciwko grypie świńskiej immunitetu na odpowiedzialność cywilną. Masowe szczepienia przeciwko grypie, do których zachęca WHO, a ostatnio nawet próbuje miejscami wprowadzać stan wyjątkowy, aby je skutecznie przeprowadzić, po raz pierwszy w historii są całkowicie dowolne. Producenci szczepionek mogą ci wstrzyknąć dowolne g.... dożylnie i nie ponoszą z tego tytułu żadnej odpowiedzialności. Kto tak zdecydował? W imieniu postępowej ludzkości Światowa Organizacja Zdrowia.
Zbiegów okoliczności nie koniec. Popularne szczepionki na grypę, produkowane m.in. przez Novartis, a zakontraktowane przez rządy wielu krajów, zawierają toksyczny konserwant na bazie rtęci (tak jest, rtęci, powodującej u dzieci zaburzenia rozwoju, m.in. autyzm i chorobę Downa) oraz wzmacniacze reakcji tzw. adjuvanty, wodną zawiesinę olejową, która ma udokumentowane działanie autoimmunologiczne, prowadzące do ciężkich i przewlekłych chorób układu nerwowego. Szczepionki z adjuvantami, powodujące tysiące ofiar z objawami tzw. syndromu wojny w zatoce, podano amerykańskim żołnierzom, jako świnkom morskim w warunkach polowych. Dostawca: Baxter.
To jeszcze nie koniec. Oprócz ewidentnie szkodliwych dla zdrowia (ale za które producent nie odpowiada) adjuvantów, zalecane szczepionki przeciwko świńskiej grypie zawierają żywe, rozcieńczone kultury wirusa. Według wielu naukowych źródeł, taki skład szczepionki zamiast budować ochronę przed zakażeniem, może być de facto sposobem rozprzestrzeniania zarazy. Wystarczy, że system odpornościowy nie zadziała właściwie. Jak by nie było, producent za skutki nie odpowiada. Jest taka nagła epidemia, że właściwie można wstrzyknąć sobie colowiek, np. wywar z maku.
Ciąg przypadków wokół zakaźnych chorób jest właściwie nieskończony. W ramach ostatnich badań nowych możliwości rozwoju groźnych mutacji genetycznych znanych wirusów, prowadzonych przez Center for Disease Control w Atlancie, zsekwencjonowano genom grypy hiszpanki z roku 1918, m.in. dzięki próbkom tkanki pobranej z zamarzłej w lodzie eskimoskiej ofiary. Odkryto dwa kluczowe geny, powodujące, że łagodne dotychczas patogeny stają się śmiertelne. Czy dziwi kogokolwiek, że czołowymi naukowcami zespołu byli ludzie Baxtera? W końcu niedługo potem dostali patent na jedyny skuteczny lek na nową pandemię, która jakby właśnie wybuchała. Specjaliści twierdzą, że ofiary śmiertelne obecnej epidemii chorują nie na świńską grypę, nie na ptasią, ani żadną inną dotychczasową, tylko na nową rekombinowaną odmianę grypy H5, krzyżówkę hiszpanki, grypy ptasiej i świńskiej, czyli kombinację, która mogła powstać tylko w laboratorium.
Z historycznych zbiegów okoliczności warto wspomnieć o epidemii HIV, która pojawiła się w Afryce dokładnie według rozkładu szczepień, zatwierdzonego przez WHO w akcji walki z ospą w latach '70. Nie musisz zgadywać dostawców szczepionki.
Na koniec z bardzo dawnych przypadków, których więcej znajdziesz w publikowanym poniżej artykule dr Otta, warto wspomnieć, że prekursorem giganta farmaceutycznego, którego szczepionki próbują ci teraz na siłę wcisnąć pod groźbą dożylnie, jest stary, poczciwy IG Farben, organizator obozów koncentracyjnych i doświadczeń dr Mengele, który notabene pracował dla nich jeszcze po wojnie.
Naturalnie to wszystko zbiegi okoliczności i przypadkowe pomyłki, jak to, że maju tego roku wadliwie opakowana przesyłka z próbkami szczepionki Baxtera eksplodowała w pociągu w wyniku czego czescy celnicy poddali je badaniom. Wynik: zwierzęta testowe zdechły. Patentowane szczepionki przeciwko grypie zawierały śmiercionośny i zjadliwy szczep nowego wirusa, jego nową rekombinowaną wersję. Naturalnie dziennikarka Jane Burgermeister, prowadząca dziennikarskie śledztwo w tej sprawie jest według gazet "nawiedzona". Niestety innego zdania jest prokuratura w Wiedniu, oskarżająca WHO, Baxtera, CDC i kilka innych instytucji światowych o zmowę przy usiłowaniu ludobójstwa.
Autor poniższego artykułu, dr True Ott, jest tym, do którego dzwonił kierowca czerwonego VW w przeddzień gazowego ataku. Notabene zaraz po brawurowym zatrzymaniu został przekazany Izraelczykom i od tej chwili słuch po nim zaginął...
Swine_flu_pandemic_TrueOtt -
Wróćmy do grypy oraz tego, czego na pierwszy rzut oka nie widać, choć wielkie i stare jak dinozaur. Dla urozmaicenia narracji krótki film z łapania groźnego przestępcy. Czas: sierpień 2009, miejsce: parking pod Los Angeles.
Dzielni agencji SWAT (antyterroryści) po zagonieniu ofiary na parking i obstawieniu samochodami (w tym opancerzony Humvee) gazują dwukrotnie gazem pieprzowym, a następnie taserują pasażera czerwonego VW beetle, wszystko zdalnie, przy użyciu policyjnego robota. Po co te ceregiele? Nie mogli normalnie wyciągnąć faceta za fraki przy autostradzie, rozpłaszczyć na masce i skuć jak należy? Co to, superman jakiś, odporny na kule, ten vw-zabawka to kurde z tytanu? Nic takiego. SWAT bał się go dotknąć, dosłownie. Dlaczego, zadżumiony był? Bingo!
Niepozorny pasażer czerwonego autka to Józef Mosze, bakteriolog z podwójnym obywatelstwem, pracujący dla Mossadu (stąd odporność na gaz, podziwiam wytrzymałość gościa). Jechał właśnie do konsulatu Izraela, pewnie z jakimiś ważnymi sprawami. W przeddzień zadzwonił do programu radiowego prowadzonego przez dr True Otta, w którym rozmawiano na temat pandemii świńskiej grypy. Powiedział na antenie, że w laboratoriach Baxter na Ukrainie produkowane są śmiercionośne zarazki grypy, będącej mutacjami genetycznymi, w szczepionkach antygrypowych, które posłużą do wywołania pandemii.
Mosze chyba wiedział co mówi, bo na Ukrainie właśnie szaleje grypa, która w ciągu tylko ostatniej doby pochłonęła kilkadziesiąt ofiar śmiertelnych. Co ciekawe, według miejscowych źródeł nie jest to żadna grypa świńska, ale ciężkie wirusowe zapalenie płuc, którego objawy jako żywo przypominają słynną hiszpankę z 1918 r. To nie koniec dziwnych zbiegów okoliczności. Tak się składa, że w tym tygodniu urzędujacy prezydent Ukrainy Juszczenko zapowiedział, że prawdopodobnie trzeba będzie w związku z epidemią ogłosić stan wyjątkowy, który zresztą na terytorium kilku obwodów już obowiązuje. Juszczenko cieszy się kilkuprocentowym poparciem i styczniowe wybory bardzo mu są nie na rękę. W trakcie stanu wyjątkowego dekretami rządzi się łatwiej.
Skąd u licha agent Mossadu przewidział jesienne wypadki w kącie Europy? Ano z prostego przypadku, dzięki któremu podobno poprzednim pracodawcą Juszczenki był koncern Baxter, więc na Ukrainie cieszy się dziś sporą swobodą. Prawdopodobnie był też sponsorem jakże udanej, pomarańczowej kampanii prezydenckiej.
Zbiegów okoliczności to nie koniec. Otóż miesiąc po opatentowaniu przez Baxtera szczepionki na rekombinowane szczepy grypy A H5, do których należy obecna świńska grypa, a także poprzednie odsłony grypy ptasiej itp. niespodziewana, ale zapowiadana epidemia świńskiej grypy w kwietniu tego roku rzeczywiście się pojawiła. Wszystkie szczepionki przeciwko tej grypie objęte są patentem Baxtera, a produkowane przez światowe koncerny pod różnymi nazwami szczepionki wychodzą na bazie materiałów i licencji firmy Baxter.
W związku z tym, że wybuch epidemii jest - jak zawsze - bardzo groźny, WHO oraz FDA zgodziły się w drodze wyjątku udzielić producentom szczepionek przeciwko grypie świńskiej immunitetu na odpowiedzialność cywilną. Masowe szczepienia przeciwko grypie, do których zachęca WHO, a ostatnio nawet próbuje miejscami wprowadzać stan wyjątkowy, aby je skutecznie przeprowadzić, po raz pierwszy w historii są całkowicie dowolne. Producenci szczepionek mogą ci wstrzyknąć dowolne g.... dożylnie i nie ponoszą z tego tytułu żadnej odpowiedzialności. Kto tak zdecydował? W imieniu postępowej ludzkości Światowa Organizacja Zdrowia.
Zbiegów okoliczności nie koniec. Popularne szczepionki na grypę, produkowane m.in. przez Novartis, a zakontraktowane przez rządy wielu krajów, zawierają toksyczny konserwant na bazie rtęci (tak jest, rtęci, powodującej u dzieci zaburzenia rozwoju, m.in. autyzm i chorobę Downa) oraz wzmacniacze reakcji tzw. adjuvanty, wodną zawiesinę olejową, która ma udokumentowane działanie autoimmunologiczne, prowadzące do ciężkich i przewlekłych chorób układu nerwowego. Szczepionki z adjuvantami, powodujące tysiące ofiar z objawami tzw. syndromu wojny w zatoce, podano amerykańskim żołnierzom, jako świnkom morskim w warunkach polowych. Dostawca: Baxter.
To jeszcze nie koniec. Oprócz ewidentnie szkodliwych dla zdrowia (ale za które producent nie odpowiada) adjuvantów, zalecane szczepionki przeciwko świńskiej grypie zawierają żywe, rozcieńczone kultury wirusa. Według wielu naukowych źródeł, taki skład szczepionki zamiast budować ochronę przed zakażeniem, może być de facto sposobem rozprzestrzeniania zarazy. Wystarczy, że system odpornościowy nie zadziała właściwie. Jak by nie było, producent za skutki nie odpowiada. Jest taka nagła epidemia, że właściwie można wstrzyknąć sobie colowiek, np. wywar z maku.
Ciąg przypadków wokół zakaźnych chorób jest właściwie nieskończony. W ramach ostatnich badań nowych możliwości rozwoju groźnych mutacji genetycznych znanych wirusów, prowadzonych przez Center for Disease Control w Atlancie, zsekwencjonowano genom grypy hiszpanki z roku 1918, m.in. dzięki próbkom tkanki pobranej z zamarzłej w lodzie eskimoskiej ofiary. Odkryto dwa kluczowe geny, powodujące, że łagodne dotychczas patogeny stają się śmiertelne. Czy dziwi kogokolwiek, że czołowymi naukowcami zespołu byli ludzie Baxtera? W końcu niedługo potem dostali patent na jedyny skuteczny lek na nową pandemię, która jakby właśnie wybuchała. Specjaliści twierdzą, że ofiary śmiertelne obecnej epidemii chorują nie na świńską grypę, nie na ptasią, ani żadną inną dotychczasową, tylko na nową rekombinowaną odmianę grypy H5, krzyżówkę hiszpanki, grypy ptasiej i świńskiej, czyli kombinację, która mogła powstać tylko w laboratorium.
Z historycznych zbiegów okoliczności warto wspomnieć o epidemii HIV, która pojawiła się w Afryce dokładnie według rozkładu szczepień, zatwierdzonego przez WHO w akcji walki z ospą w latach '70. Nie musisz zgadywać dostawców szczepionki.
Na koniec z bardzo dawnych przypadków, których więcej znajdziesz w publikowanym poniżej artykule dr Otta, warto wspomnieć, że prekursorem giganta farmaceutycznego, którego szczepionki próbują ci teraz na siłę wcisnąć pod groźbą dożylnie, jest stary, poczciwy IG Farben, organizator obozów koncentracyjnych i doświadczeń dr Mengele, który notabene pracował dla nich jeszcze po wojnie.
Naturalnie to wszystko zbiegi okoliczności i przypadkowe pomyłki, jak to, że maju tego roku wadliwie opakowana przesyłka z próbkami szczepionki Baxtera eksplodowała w pociągu w wyniku czego czescy celnicy poddali je badaniom. Wynik: zwierzęta testowe zdechły. Patentowane szczepionki przeciwko grypie zawierały śmiercionośny i zjadliwy szczep nowego wirusa, jego nową rekombinowaną wersję. Naturalnie dziennikarka Jane Burgermeister, prowadząca dziennikarskie śledztwo w tej sprawie jest według gazet "nawiedzona". Niestety innego zdania jest prokuratura w Wiedniu, oskarżająca WHO, Baxtera, CDC i kilka innych instytucji światowych o zmowę przy usiłowaniu ludobójstwa.
Autor poniższego artykułu, dr True Ott, jest tym, do którego dzwonił kierowca czerwonego VW w przeddzień gazowego ataku. Notabene zaraz po brawurowym zatrzymaniu został przekazany Izraelczykom i od tej chwili słuch po nim zaginął...
Swine_flu_pandemic_TrueOtt -
środa, 4 listopada 2009
Rozwolnienie dolara 18: cash&carry czyli szmacenie
Jak zaanonsował zezowaty lollar wrócił dziś na zjeżdzalnię. Przed odbiciem sygnalizowałem zakres .6660 - .6900; faktycznie odbyło się na poziomach .6640 oraz .6830. Można by rzec nie tylko zakres, ale i timing całkiem do rzeczy. Na wytłumaczenie mam tyle, że gra Benka jest dość łatwa do przejrzenia, więc niespodzianek mało.
Lollar jest już bardzo mięciutki, napompowany akcjami pomocowymi Benka i stąd ta jego skłonność do zwisania. Zauważ słabość odbicia. Wygląda na to, że niezależnie od sukcesu wyjścia z korekty na giełdach (uważam że będzie mizerne), dolar będzie się dalej osuwał. Wygląda tym razem na chęć opuszczenia kanaliku bocznego dołem. S&P doznało jesiennej korekty (nareszcie), która sprowadzi NY na poziom rzędu 950-980. Jeśli będzie odbicie w górę, nie będzie to mocny ruch i na pewno nie przebije 1100, który zezowaty uważa za absolutny sufit pustej hossy. Ruch w górę przyspieszy osuwanie lollara. Jeśli giełda pogłębi korektę, będzie to oczywiście podciągać lollara, ale krótkoterminowo, zaraz po wyhamowaniu spadków powróci on na zjeżdżalnię.
Co robi carry trade
Masywne finansowanie w dolarze oczywiście podnosi ryzyko kursowe i volatility o klasę. O ile dotychczas mieliśmy do czynienia z tzw. brakiem płynności dolarowej (liquidity crunch) w fazie załamania rynku (panika), prowadzącym do wymuszonej likwidacji aktywów (short squeeze), chwilowo brak płynności, dzięki akcji pompierskiej Benka na dwa biliony, nam nie zagraża. Oczywiście wszystko dopóki akcja deflacyjna (ona cały czas trwa) będzie prowadzona w sposób uporządkowany. Lollar będzie słabł dalej, aż do osiągnięcia poziomu docelowego, który zezowaty ustala arbitralnie na usdeur .5000. Dwóch Waszyngtonów na juracza.
Oczywiście zabawa nie będzie przebiegała bez niespodzianek, bo inaczej nie byłoby przecież zabawy ;) Po osiągnięciu krytycznych poziomów zaczną strzelać derywaty walutowe na oprocentowaniu. Wskazówkę daje nam kryzys Lehmanowski, który wyskoczył przy określonym poziomie kursu walutowego. Do tego dochodzi budująca się kolejna bańka, czyli carry trade. Do ryzyka walutowego, które ujawniło się gwałtownym skokiem kursu dolara przy likwidacji dolarowego kredytu dochodzi ryzyko carry trade waluty finansującej. Skoro dolar jest nisko oprocentowany i tanieje, służy do finansowania następnej bani spekulacji na olbrzymiej grupie aktywów w innych walutach. W chwili kryzysu, kiedy kredyt dolarowy znowu się załamie (a coś takiego jest raczej w planach) nagle drożejący dolar wymusi odwracanie pozycji carry trade i pogłębi odbicie. Oczywiście nie jest to zjawisko przewidziane na już. Japonia, dotychczasowy wzorzec carry-trade, pokazała właśnie na przykładzie jena, jak bolesna jest likwidacja carry-trade. Jen podrożał w stosunku do dolara o niemal 1/4, zabijając przy okazji eksport. Jednakowoż na taką aprecjację jena Japończycy pracowali przez dwadzieścia lat, zatem wzniecanie dziś paniki carry-trade na dolarze jest przedwczesne. Niemniej zjawisko istnieje, a czas dzisiaj biegnie zdecydowanie szybciej. Z każdym dniem nowa bańka dolarowa sobie rośnie i kiedyś będzie dojrzała.
Prognoza krótkoterminowa
Lollar, po zaliczeniu korekty i odbicia ma szansę na skuteczne przejście przez barierę 1,500 eurusd. Jeśli odbędzie się to delikatnie, nie powinno być tym razem niespodzianek, zwłaszcza gdy giełda nie będzie w panice. Wystarcza trend boczny. Zakres docelowy .6250 usdeur. Dochodzenie do tego poziomu powie nam, jakie ryzyka systemowe kryją się pod powierzchnią derywatów walutowych. W zależności od tego zostanie wybrany wariant długoterminowy.
Prognoza długoterminowa
Jeśli dojście do kolejnej bariery .625 odbędzie się łagodnie i bez wstrząsów, dolar powinien zeszmacić się do .555. Przy tym poziomie powinno być jakieś odbicie przed dalszym zjazdem do .500. Nieuporządkowane, bądź zbyt gwałtowne nurkowanie lollara wywoła paniczne odbicie od bariery .625, wtórną panikę związaną z wyprzedażą na giełdzie, wzmocnioną jeszcze odwracaniem carry-trade. Możliwe nawet pobicie szczytów z kryzysu sprzed roku na wysokości ok. .800.
Lollar jest już bardzo mięciutki, napompowany akcjami pomocowymi Benka i stąd ta jego skłonność do zwisania. Zauważ słabość odbicia. Wygląda na to, że niezależnie od sukcesu wyjścia z korekty na giełdach (uważam że będzie mizerne), dolar będzie się dalej osuwał. Wygląda tym razem na chęć opuszczenia kanaliku bocznego dołem. S&P doznało jesiennej korekty (nareszcie), która sprowadzi NY na poziom rzędu 950-980. Jeśli będzie odbicie w górę, nie będzie to mocny ruch i na pewno nie przebije 1100, który zezowaty uważa za absolutny sufit pustej hossy. Ruch w górę przyspieszy osuwanie lollara. Jeśli giełda pogłębi korektę, będzie to oczywiście podciągać lollara, ale krótkoterminowo, zaraz po wyhamowaniu spadków powróci on na zjeżdżalnię.
Co robi carry trade
Masywne finansowanie w dolarze oczywiście podnosi ryzyko kursowe i volatility o klasę. O ile dotychczas mieliśmy do czynienia z tzw. brakiem płynności dolarowej (liquidity crunch) w fazie załamania rynku (panika), prowadzącym do wymuszonej likwidacji aktywów (short squeeze), chwilowo brak płynności, dzięki akcji pompierskiej Benka na dwa biliony, nam nie zagraża. Oczywiście wszystko dopóki akcja deflacyjna (ona cały czas trwa) będzie prowadzona w sposób uporządkowany. Lollar będzie słabł dalej, aż do osiągnięcia poziomu docelowego, który zezowaty ustala arbitralnie na usdeur .5000. Dwóch Waszyngtonów na juracza.
Oczywiście zabawa nie będzie przebiegała bez niespodzianek, bo inaczej nie byłoby przecież zabawy ;) Po osiągnięciu krytycznych poziomów zaczną strzelać derywaty walutowe na oprocentowaniu. Wskazówkę daje nam kryzys Lehmanowski, który wyskoczył przy określonym poziomie kursu walutowego. Do tego dochodzi budująca się kolejna bańka, czyli carry trade. Do ryzyka walutowego, które ujawniło się gwałtownym skokiem kursu dolara przy likwidacji dolarowego kredytu dochodzi ryzyko carry trade waluty finansującej. Skoro dolar jest nisko oprocentowany i tanieje, służy do finansowania następnej bani spekulacji na olbrzymiej grupie aktywów w innych walutach. W chwili kryzysu, kiedy kredyt dolarowy znowu się załamie (a coś takiego jest raczej w planach) nagle drożejący dolar wymusi odwracanie pozycji carry trade i pogłębi odbicie. Oczywiście nie jest to zjawisko przewidziane na już. Japonia, dotychczasowy wzorzec carry-trade, pokazała właśnie na przykładzie jena, jak bolesna jest likwidacja carry-trade. Jen podrożał w stosunku do dolara o niemal 1/4, zabijając przy okazji eksport. Jednakowoż na taką aprecjację jena Japończycy pracowali przez dwadzieścia lat, zatem wzniecanie dziś paniki carry-trade na dolarze jest przedwczesne. Niemniej zjawisko istnieje, a czas dzisiaj biegnie zdecydowanie szybciej. Z każdym dniem nowa bańka dolarowa sobie rośnie i kiedyś będzie dojrzała.
Prognoza krótkoterminowa
Lollar, po zaliczeniu korekty i odbicia ma szansę na skuteczne przejście przez barierę 1,500 eurusd. Jeśli odbędzie się to delikatnie, nie powinno być tym razem niespodzianek, zwłaszcza gdy giełda nie będzie w panice. Wystarcza trend boczny. Zakres docelowy .6250 usdeur. Dochodzenie do tego poziomu powie nam, jakie ryzyka systemowe kryją się pod powierzchnią derywatów walutowych. W zależności od tego zostanie wybrany wariant długoterminowy.
Prognoza długoterminowa
Jeśli dojście do kolejnej bariery .625 odbędzie się łagodnie i bez wstrząsów, dolar powinien zeszmacić się do .555. Przy tym poziomie powinno być jakieś odbicie przed dalszym zjazdem do .500. Nieuporządkowane, bądź zbyt gwałtowne nurkowanie lollara wywoła paniczne odbicie od bariery .625, wtórną panikę związaną z wyprzedażą na giełdzie, wzmocnioną jeszcze odwracaniem carry-trade. Możliwe nawet pobicie szczytów z kryzysu sprzed roku na wysokości ok. .800.
Subskrybuj:
Posty (Atom)