Czary z wstawianiem kitu w uszy typu zaliczanie w dochody dotacji unijnych diabli wzięli. Stałe obciążenia budżetowe, wypchnięte sztucznie na zewnątrz, typu dotacja do FUS, wracają jak weksel. Już się nie da ich poutykać po kątach. Do tego optymistyczny budżet 2009 przepchnął część tzw. "oszczędności" na przyszły rok. Ale cudów nie ma. Zaległe faktury za benzynę i prąd z posterunków policji zaksięgowano w 2010. Optymistyczne założenia wzrostu powoli zaczynają być weryfikowane negatywnie. Nie żebym sobie nie życzył 3% wzrostu. Życzyłbym sobie 33%. Tylko problem z ich utrzymaniem. Jeszcze - odpukać - wróci słaby złoty. Wtedy dług zewnętrzny jakby się nagle powiększy. Tak więc zezowaty ogłasza gorącą jesień. Właśnie się zaczęła.
Gomułka: gigantyczny deficyt nie jest zaskoczeniem
Podana przez ministra finansów informacja, że w 2010 r. deficyt budżetu może wynieść 52,2 mld zł, nie jest dla mnie zaskoczeniem - powiedział w sobotę PAP główny ekonomista Business Center Club Stanisław Gomułka.
Jak podały w sobotnio-niedzielnych wydaniach "Rzeczpospolita", "Gazeta Wyborcza" i "Dziennik", według ministra finansów Jacka Rostowskiego przyszłoroczny deficyt budżetu może wynieść 52,2 mld zł. Minister zaznaczył, że przyczyną tego jest m.in. rezygnacja z wyłączania z budżetu wydatków na drogi czy dotacji na Fundusz Ubezpieczeń Społecznych.
Według informacji podanych mediom przez Rostowskiego, dług publiczny w tym roku wzrośnie o ok. 6 proc., a w 2010 r. będzie jeszcze o 1 punkt procentowy wyższy. Istnieje zatem niebezpieczeństwo, że na koniec 2010 r. dług publiczny przekroczy poziom 55 proc. PKB. uniemożliwi to podnoszenie deficytu w kolejnych latach.
"Już od jakiegoś czasu wiemy, że dochody budżetu państwa będą o ok. 44 mld zł niższe od zakładanych. Rząd zaś znalazł tylko ok. 10 mld zł oszczędności. Różnica między tymi kwotami - 34 mld zł - musi więc podwyższyć deficyt budżetu. W tym roku udało się określić go na poziomie 18 mld zł przenosząc część wydatków do innych segmentów sektora finansów publicznych. W przyszłym roku już się to nie uda. Stąd tak wysoki deficyt" - wyjaśnił Gomułka.
Jego zdaniem dobrze, że minister finansów nareszcie zaczął mówić prawdę o stanie finansów państwa, zarówno jeśli chodzi o deficyt budżetu, jak i o dług publiczny, który może przekroczyć tzw. długoterminowy próg ostrożnościowy wynoszący 55 proc. PKB.
Gamułka zaznaczył jednak, że faktyczne kwoty deficytu wyniosą ok. 70-80 mld zł w 2009 r. i ok. 80-90 mld zł w 2010 r.
"Przychody z prywatyzacji mogą wpłynąć na zmniejszenie tak dużego przyrostu z długu publicznego. Są one bezpieczną formą finansowania deficytu budżetowego. Aby jednak nie przekroczyć 55 proc. progu relacji długu publicznego do PKB, będzie nam potrzebne ok. 30 mld zł przychodów z prywatyzacji w tym i przyszłym roku" - powiedział Gomułka.
Zdaniem głównego ekonomisty BCC osiągnięcie tej kwoty jest możliwe, ale zależy od decyzji premiera. Gomułka przypomniał, że "już wcześniej można było szybciej prowadzić prywatyzację, ale rząd, nie wiadomo, dlaczego, ją powstrzymywał".
"Teraz ceny na rynkach spadły i sprzedawanie majątku państwowego zbyt tanio naraziłoby ministra skarbu na odpowiedzialność np. przed Trybunałem Stanu. Jednak w przyszłym roku jest szansa na wzrost cen, a więc można będzie zacząć sprzedawać więcej. Nie wiadomo jednak czy premier się na to zdecyduje, szczególnie wobec silnych oporów PiS i prezydenta" - powiedział Gomułka.
Jego zdaniem, mimo niebezpieczeństwa znacznego wzrostu długu publicznego, rząd nie może pozwolić sobie na cięcia wydatków, przede wszystkim tych sztywnych, związanych z emeryturami, wojskiem czy policją. A w innych nie znajdzie już istotnych kwot. "Nie wchodzi też w grę jakaś znacząca podwyżka podatków, bo z pewnością nie znajdzie ona akceptacji społecznej, a także ze strony prezydenta" - powiedział.
Informacja nie jest zaskoczeniem także dla zezowatego, a prof.Gomułka mówił o tym nie raz, także w kontekście lansu Wzrostowskiego, którego delikatnie przestrzegał, że zbytnie szarżowanie bezpieczną wyspą będzie go kosztować. Właśnie zaczyna. Sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało.
Jankowiak: należy spodziewać się spadku wartości złotego
Spodziewam się, że po informacjach dotyczących znacznego wzrostu deficytu budżetowego i długu publicznego, rynki zareagują znacznym spadkiem wartości złotego. O tym, że do końca roku za euro będziemy płacili mniej niż 4 zł można zapomnieć - powiedział w sobotę PAP główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu Janusz Jankowiak.
W sobotę media podały, że resort finansów zapowiada na 2010 r. deficyt budżetu państwa na poziomie 52,2 mld zł oraz wzrost długu publicznego o 6 proc. w 2009 r. i o kolejny punkt procentowy w 2010 r. Tym samym na koniec 2010 r. dług publiczny może przekroczyć poziom 55 proc. PKB.
Według Jankowiaka podanie tych dwóch wskaźników nie daje jeszcze wielu informacji o przyszłorocznym budżecie. "Nie wiadomo, jaka będzie struktura dochodów i wydatków, czy są wśród nich dochody unijne, jaka została przyjęta wielkość dochodów niepodatkowych, np. z dywidendy" - zauważył.
"Uczestników rynku zaskoczył z pewnością przede wszystkim przewidywany wysoki deficyt budżetu. W najbliższych dniach należy zatem spodziewać się spadku wartości złotego. Powstaje tylko pytanie, jak długo będzie on trwał. Chwilowe tąpnięcie nic jeszcze nie znaczy" - powiedział Jankowiak. Dodał, że minister finansów może doraźnie wpłynąć na stabilizację kursu polskiej waluty, ale nie może tego robić w nieskończoność.
Jankowiak zaznaczył, że "nie sposób przewidzieć długofalowej reakcji uczestników rynku, ale z pewnością będzie ona zależała od wiarygodności całej strategii prezentacji budżetu państwa, także wiarygodności planów prywatyzacyjnych rządu".
"Trzeba poczekać na projekt budżetu. Wtedy będzie możliwa pełna analiza zachowań inwestorów" - powiedział Jankowiak.
Czytajcie blog Jankowiaka. Rzeczywiście na złotówce zaciąży Wzrostowski, a właściwie jego dotychczasowy, nadmierny optymizm. Tyle że jest to koszt tegorocznej polityki, a wejdzie w budżet 2010. Zanim złoty się osłabi, musi nadejść rozczarowanie budżetem, a to nastąpi przecież nie wcześniej, niż zostanie ustalony, prawda? Potem minie czas na przetrawienie tego faktu itd. Szanujcie zatem Jankowiaka za wczesne ostrzeżenie. Rok temu mówił o potrzebie interwencji walutowej, też zawczasu. Zatem na razie złoty musi się jeszcze naprawdę umocnić.
Wyżnikiewicz:rząd szykuje podwyżkę podatków i cięcia wydatków
Zapowiedzi resortu finansów dotyczące przyszłorocznego wzrostu długu publicznego i deficytu budżetowego są dowodem na to, że rząd szykuje podwyżkę podatków i cięcia wydatków. Z cięciami będzie trudniej, ale próby z pewnością rząd podejmie - powiedział w sobotę PAP wiceprezes Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową Bohdan Wyżnikiewicz.
Jego zdaniem, "podane w sobotę przez media informacje o zakładanym na 2010 r. deficycie budżetu na poziomie 52,2 mld zł oraz wzroście długu publicznego o 6 proc. w tym roku i o kolejny punkt procentowy w roku przyszłym, to scenariusz niekorzystny, ale realny".
"Z jednej strony mamy niższy wzrost gospodarczy, który obniża dochody budżetu. Z drugiej strony, znaczny udział w budżecie stanowią wydatki sztywne, których nie można ciąć. Poza tym słaby złoty powiększa nasz dług zagraniczny. To wszystko musi powodować znacznie pogarszanie się relacji długu publicznego do PKB" - powiedział Wyżnikiewicz.
Jak podały w sobotę "Rzeczpospolita", "Gazeta Wyborcza" i "Dziennik", minister finansów poinformował, że istnieje niebezpieczeństwo, iż w 2010 r. dług publiczny przekroczy próg 55 proc. PKB. Dług ten na koniec 2008 r. wynosił 44,8 proc. PKB. W 2009 r. ma on wzrosnąć o 6 proc., a w 2010 r. o kolejny punkt procentowy. Deficyt budżetowy może natomiast wynieść 52,2 mld zł.
"Taka sytuacja może skłonić rząd m.in. do podwyżki podatków, ale niektóre z ostatnio pojawiających się pomysłów w tym zakresie, jak np. opodatkowanie aut służbowych, są bezsensowne. Jednocześnie nie wiadomo dlaczego, nie wprowadza się np. kas fiskalnych u lekarzy czy prawników, albo nie ściąga podatku od zakładów bukmacherskich" - zauważył Wyżnikiewicz.
Odnosząc się do znacznego wzrostu deficytu budżetowego, wiceprezes IBnGR zaznaczył, że może on wiązać się uwzględnianiem w budżecie wydatków np. na Fundusz Ubezpieczeń Społecznych.
"Dotychczas wyrzucano je poza budżet, ale to było działanie pozorne, prowadzące do sztucznego zaniżania budżetowych wydatków. Nie można tego kontynuować w nieskończoność więc dobrze, że resort finansów chce przejąć kontrolę także nad wydatkami tego rodzaju, choćby kosztem zwiększania deficytu" - powiedział Wyżnikiewicz.
I ma doktor rację. Kto powiedział, że się z nim nie zgadzam? Zgadzam się w stu procentach. Będą wyższe podatki i mniejsze wydatki. Takie jest prawo ekonomii.