Na nic zacieśnianie Benka. Powszechna świadomość jest taka, że lolar idzie do gleby. Do tego wmówiono stadu, że już, już będzie powrót koniunktury. Stado uwierzyło, bo nawet ma oczekiwania inflacyjne, mimo że ich przyczyny są urojone. Wszyscy wierzą w odbicie, więc giełdy w górę. Skoro wszystko już się kręci i strach przed niewiadomym powoli się rozmył, rynki kredytowe się rozruszały i nie ma powodu, żeby coś - przynajmniej na razie - je zamroziło. Ostatni cykl ssący na dolarze, który choć zapowiadał się słabo, był całkiem realny (właśnie z powodu tego strachu), ostatecznie odpuścił. Zdecydowało się to w ten week-end i nie miej o to pretensji. Oczekiwałem, że lolar w tym strachu pociągnie teraz trochę w górę. Nie sprawdziło się. Nie jestem nieomylny. Ogłaszam początek załamki.
Żeby nie było tak różowo i prosto, musisz pamiętać, że przyczyny tego ruchu, a zwłaszcza hossa w Stanach, jest tak sztuczna jak makijaż Violetty Villas. Wystarczy trochę większy strach i giełda idzie w śródziemie. Nie ma dobrych fundamentów.
Odkorkowanie kwiobiegu widać na wykresie półrocznym, gdzie wyraźnie ostatni ruch osłabienia dolara polegał na jeździe po dnie - 0.700 w wąskim przedziale wahań. Co ważne, pasmo wahań wyraźnie opada, co dla mnie oznacza obecnie wyłamanie ze słabnącego kanału. Lollar spada, docelowo .600.