Przy okazji oberwania dolara pojawiły się głosy, że przecież dolar nie może ot tak, z niczego, lądować w śmietniku. Chiny w końcu pilnują swego, na co niejednokrotnie zwracał uwagę zezowaty. Nie na darmo były chińskie protesty tego lata, w końcu Chiny są największym wierzycielem Stanów i mają ich - zwłaszcza teraz - w garści. Typowy dylemat więźnia. Żadne wyjście nie jest dobre, więc na pewno się dogadali, a przecież Chiny nie zrezygnują z dwóch bilionów rezerw.
Czy Chimerica jest dogadana
Oczywiście, że jest. Nie po to lata tam Geithner i Clinton, żeby się nie dogadać. Oczywiście trzymają się w klinczu i wypracowali kompromis. Jednak kompromis po chińsku wcale nie oznacza, że będą się wysilać w obronie dolara. Ich stanowisko jest takie, że nie chcą stracić i zachowują się odpowiednio. Niemniej z ich zachowania widać, że są świadomi swej siły i osiągnęli w negocjacjach wszystko, czego chcieli. Po pierwsze przed ponad rokiem, tuż przed zawaleniem kas oszczędnościowych Fannie Mae i Freddie Mac, dokładniej w czerwcu, sprzedali obligacje tych bankrutów, a było tego grubo ponad 100 mld, Paulsonowi. Przepiękny zbieg okoliczności. Pieniążków jednak nie wycofali, a natychmiast kupili krótkie obligacje, świeżutko wypuszczone.
Ostatnio, podczas letniej wizytacji poddali Geithnera serdecznemu upokorzeniu, najpierw rzucając profilaktycznie na rynek 20 mld w dłuższych obligacjach, czym natychmiast pociągnęli stopy procentowe na nowych emisjach. Geithner był skłonny do rozmów i ustalono, że Ameryka będzie dbać o jakość chińskich aktywów, czyli zaprzestanie rozwadniania swego długu przez quantitative easing. Potwierdził to ostatnio Benek. Koniec drukowania. Na tym wszelako umowa się kończy. Chiny będą kupować amerykańskie obligacje w zamian za dostęp do rynku i życie będzie toczyło się dalej. Komitet centralny nie będzie naturalnie pomagał swemu dłużnikowi, ale na pewno nie będzie mu przeszkadzał. Ani im głowie atakowanie dolara, bo co zrobią z należnościami za swój towar? W juanach ze Stanami handlować nie będą, przynajmniej w dającej się przewidzieć przyszłości, więc będą brać dolary i lokować je w jedyne, co im pozostaje do wyboru, czyli obligacje. Oczywiście dywersyfikują swój portfel od dawna, systematycznie lokują w udziały w fabrykach i surowce, ale za dostawy do USA biorą dolary i pragną jak najdłużej zachować status quo.
Co Chiny mogą stracić na dolarze
Dewaluacja, dolar upada, katastrofa. Jak dla kogo. Ile Chiny na niej stracą? Zero. Mają dziś dokładnie tyle samo rezerw, ile wczoraj. Skoro 95% ich oszczędności jest w dolarach, mają ich dokładnie tyle samo (albo prawie dokładnie). Każda obligacja dodatkowo daje jeszcze jakiś procent, lichy bo lichy, ale zawsze i dopóki USA będzie wypłacalne, rezerwy chińskie są bezpieczne. Dlatego Chiny nie ruszą paluszkiem, aby wypłacalność swego dłużnika pogorszyć, pod warunkiem wszelako, że ten pozwoli im dalej zarabiać. Taki jest realizowany plan, prawda że bezpieczny? Dla KCKPCh na pewno, podobnie jak dla Benka. Co z resztą?
Co Europa straci na dolarze
Dalsze trwanie projektu Chimerica jest złym pomysłem dla Europy. Obecny zjazd dolara, jak napisano wyżej, nie jest ani wynikiem spisku, ani nie jest zaskoczeniem. To racjonalny wynik kompromisu i ekonomii. Niestety, jeśli dwóch nie traci, pojawia się pytanie: gdzie jest trzeci? Ten trzeci to ty. Na spadku dolara nie traci ani USA, ani Chiny, tylko Europa. Popatrz na bilanse z poprzedniego wpisu i zobacz, jak słaby dolar równoważy bilans płatniczy wuja Sama. Działa to jednak w odwrotną stronę dla Europy. Tani dolar podcina europejski eksport, i tak ledwie zipiący. Stagnacja w Europie, głównie za sprawą pierwszego eksportera w osobie Niemiec, wygląda na dłuższą przygodę. Taki jest efekt radosnej twórczości jankesa z azjatą. Chińczyk nie obroni dolara, a już euro na pewno. Taki jest plan.