Go To Project Gutenberg

czwartek, 3 września 2009

Chińska opcja

Co wspólnego ma Polska i Chiny? Wspólnych dojarzy. Oczywiście wszystko jest inaczej. U nas mamy opcje masowego dojenia w wersji 1 (Pawlak przed rokiem) i obecnie w wersji 2 (Wzrostowski obecnie). Rynki wschodzące są czesane opcjami, a właściwie strukturami opcyjnymi w ten sposób, że architekt zabawy wykorzystuje swą przewagę informacyjną konstruując portfel oferowanych zabezpieczeń pod spodziewany scenariusz wydarzeń i ten scenariusz się realizuje. Czesani kontrahenci nie wiedzą, jak dokładnie będzie on wyglądał, więc zabezpieczają swoje pozycje opcjami tak, aby jak najmniej stracić (a najlepiej zyskać). Kłopot w tym, że jeśli architekt zna strukturę portfela zabezpieczeń, może rozegrać scenariusz czasowy tak, żeby wykorzystać różnice w poszczególnych przedziałach (opcje rozliczane są partiami) na swoją korzyść. Szuler zawsze wygrywa, skoro może wpływać na koło ruletki.

W przypadku Polski mamy płynny kurs walutowy, więc czesać można na opcjach walutowych, nie bawiąc się w niuanse rynków towarowych. W przypadku Chin, z juanem zakotwiczonym w dolarze, pozostają opcje towarowe. Wiadomo było od jakiegoś czasu, że Chiny zabezpieczają się przed ryzykiem upadku dolara, w którym mają swoje rezerwy, właśnie w surowcach, potrzebnych do produkcji. Co więcej, rozchwiane spekulacją rynki surowcowe mają bezpośredni wpływ na rentowność produkcji, więc stabilność ceny, np. ropy, ma kluczowe znaczenie dla producentów. Chińczycy zabezpieczyli swoje dostawy opcjami, a właściwie strukturami i wszystko miało być pięknie. Oczywiście pięknie nie będzie, bo architekt znając strukturę portfela, przygotował "przepłaszanie" i wygląda na to, że Chiny szykują się do masowych strat na opcjach towarowych.

Jak doniósł nieoceniony Yogos, w Chinach pojawiło się bliżej niesprecyzowane zalecenie państwowej komisji nadzoru właścicielskiego SASAC, zachęcające firmy, które stoją przed poważnymi stratami z tytułu skomplikowanych kontraktów opcyjnych na surowce, do zrywania ich z powodu niejasnych i nierównoprawnych (niesymetrycznych) klauzul. Jak donosi Reuters w Chinach w środowisku bankowym zawrzało. Co prawda zalecenie jest niejako nie wiążące, ale w chińskich realiach oznacza dyrektywę postępowania. Z doniesień można wysnuć kilka wniosków. Po pierwsze Chińczycy są bardziej zdecydowani od Pawlaka i wydają się składać propozycję nie do odrzucenia. Albo banki specjalizujące się w tych opcjach (sami znajomi - GS, JPM, MS) dobrowolnie przystąpią do renegocjacji z kontrahentami, albo chińskie firmy będą zrywać umowy i Amerykanom pozostanie sądzić się z nimi w Chinach. Oczywiście nie powiedziano tego wprost, ale możecie wierzyć zezowatemu tłumaczeniu.

Po drugie, skoro takie półoficjalne zalecenie zostało wydane, to w chińskich realiach oznacza akceptację samej góry. To jest ewentualny początek "wojny opcyjnej". Państwowe firmy nie mają innego wyboru, jak wykonywać polecenia, tak działa centralizm demokratyczny.

Po trzecie wreszcie zalecenie SASAC oznacza, że problem opcji towarowych nie jest bynajmniej marginalny i na pewno nie jest liczony w dziesiątkach milionów. O takie kwoty towarzysze planiści nie psuli by powietrza. Idzie o operację w dziesiątki miliardów, co zresztą współgra z pobieżną analizą strategii chińskiej.

Teraz ostatnie, czwarte. Jeśli komuś się wydaje, że tu idzie o jakieś zabawy kontraktowe, ktoś tam może stracić, ktoś zyskać i będzie po bólu, jak to miało miejsce w Polsce, jest w głębokim błędzie. Chińczycy postanowili nie dopuścić do bankructw firm, golonych na opcjach i jest to dla nich najwyraźniej kwestia pryncypialna, inaczej nie wszczynali by takiej awantury przez publikację, tylko normalnie, po cichu, rozpoczęli by rozmowy z bankami, w końcu jest ich tylko cztery. Oni jednak wybrali najwyraźniej konfrontację, więc można - znając tysiącletnią chińską dyplomację - zakładać, że to na pewno nie jest bluff i Chińczycy są zdecydowani spełnić swą groźbę.

Teraz co to oznacza dla finansów świata. Otóż właśnie odkryto chińską wersję opcji masowego zniszczenia. Wystarczy prosty rachunek. Załóżmy, że zakwestionowane płatności z tytułu opcji towarowych wynoszą 30 mld. Niby niewiele. A teraz wstawmy do równania lewar, stosowany przez banki przy tych operacjach: około 100. Co wychodzi przy złamaniu umów? 3 biliony. Oczywiście te pieniądze nie istnieją nawet w formie elektronicznej, pojawią się w rozliczeniach banków w postaci CDS, kiedy pierwszy z łańcucha wypadnie. CDS, jak china disease syndrome.

Po przemyśleniu możliwych konsekwencji zezowaty dochodzi do wniosku, że Chiny właśnie wynalazły broń masowego zniszczenia, wystarczy nacisnąć guzik...

© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut