To coś - tęcza bufetowej - stoi na placu Zbawiciela w Warszawie. W związku z udanym i chyba nie ostatnim spaleniem tego niepalnego wynalazku dla tęczowych dzieci bufetowej przez dwóch nawalonych jak stodoła obywateli, którzy mężnie wykazali swoje duchowe pokrewieństwo z przodkami, proponuję małą, ale znaczącą zmianę.
Przestańmy udawać, że bufetowa jest katoliczką, a tęcza postawiona na przekór nadwiślańskim indianom i na złość ich prymitywnym wierzeniom, jest symbolem miłości i pokoju. Nie jest. I nie będzie - będzie palona do czasu, aż hordy bezczelnych najeźdźców, totalniackich proroków poprawniactwa i pedroniowatości, się w końcu poddadzą. Bo Warszawa się nie podda. Warszawa walczy. Gdyby pomysłodawcy tego czegoś rozumieli heroiczną głębię oporu, na który uparli się natrzeć, zrezygnowaliby. Ale - skoro nie mają takiego zamiaru i chcą dostawać bęcki nawet od zawianych i ledwie trzymających pion przeciwników - to proszę bardzo! Będzie wesoło. Bo tu każdy kamień pamięta jeszcze powstanie. Czas zatem przestać gówno nazywać niegównem. Plac Zbawiciela jest - dopóki to coś tam stoi - po prostu placykiem zboczyciela, a bandy nietrzeźwych wyrostków czają się w każdej bramie... Masz ognia kolego? To daj! Igrzyska na placyku zboczyciela uważam za otwarte. Warszawa walczy. |