Piękna wiosna. Wszystko idzie dobrze, załamanie finansowe świata zostało zażegnane, złotówka rośnie wreszcie w siłę.
Coś jednak jest nie do końca koszerne na tym obrazku. Przypomnę, że niedawno zezowaty prorokował o stoczniowcach, że "kręcą muterki". Mieli przyjeżdżać latem, a przyjechali już wczoraj, pod Pałac Kultury, wcześniej dając upust swej wściekłości pod gdańskim sądem, gdzie toczy się proces stoczniowca, który naraził Skarb Państwa, przepiłowując kłódkę na zamkniętej bramie i wytaczając wózek akumulatorowy, na którym stanęli później mówcy. Wiemy dziś, gdzie stało ZOMO, wiemy, kto konserwował te wózki i wiemy w końcu, kto odpowiada przed sądem za zniszczoną kłódkę.
Wczoraj były gazy bojowe, bójki i ranni. To nie są przelewki, zezowaty ostrzegał.
Co do hossy, zasilonej bilionami, włożonymi do banków-bankrutów. Owszem, w pewnym sensie jest hossa, ale to jest inna hossa od tych, które znamy. Popatrzcie sobie na wykresy.
Wygląda, że PPT wykonała robotę. Zezowaty nawet twierdzi, że znaczące osłabienie dolara, które zostało zaanonsowane wczoraj, oznacza przerwanie trwającego cyklu ssania. Usd/eur podąża teraz do 0,69 a kasa szerokim strumieniem płynie na giełdy świata. Jest jednak kilka ale. Pod spodem tego ożywienia nic nie ma, więc nie może być trwałe. Analizy makro pokazują jasno, że prawdopodobnie zbliżyliśmy się do dna i najgorsze być może za nami. Nie zostało potwierdzone żadne istotne odwrócenie tendencji, jedyne co wiadomo, to że dynamika spadku się osłabiła.
Mimo przepięknej pogody winszuję wszystkim odrobiny refleksji nad tym wszystkim, bo zdaniem zezowatego zbliża się czas wysiadania na tym gorącym odbiciu, jest tak duża euforia, takie wykupienie, że należy się kubeł zimnej wody. Przy okazji, plotki o tym, że jesień średniowiecza jest nieaktualna, są wyssane z palca. Po pierwsze Obama powtórzył błędy Japończyków, co kosztowało ich - jak łatwo sprawdzić -deflacyjną straconą dekadę. W tym czasie indeksy zaliczyły kilka rajdów by po każdym, nieubłaganie lądować jeszcze niżej. Po wtóre złudzenie odwołania podwójnego szczytu - a właśnie ten techniczny sygnał spowodował lawinową euforię na rynkach - jest li tylko złudzeniem.
Spójrzmy na wykres. Został na nim ustanowiony jedynie lokalny dołek, niższy od poprzedniego, ale to jeszcze nie wszystko. Wykres nie uwzględnia inflacji, wobec czego efektywnie - gdyby skorygować wykres - dołek byłby kilkadziesiąt procent niżej. Pomyśl, co to znaczy, korzystając z wolnej chwili między dniem pracy, a dniem Niepodległości. Na zezowate oko break-even jest na poziomie INDU 10000, taka okrągła liczba. Po skutecznym przebiciu tego poziomu zostanie zanegowany podwójny szczyt. Czy jest na to szansa? Owszem, nie jest to wykluczone.