Ładny, prawda? I tani. 100 baksów, lepszy od poprzedniej wersji I-phone. Hi-phone robi furorę. Podwójny slot na karty SIM oraz powiększona pamięć, bogate wyposażenie dodatkowe.
W hurcie taka podróbka kosztuje zaledwie 30 dolarów, więc nic dziwnego, że producenci z rejonu Shenzen przepychają się w kolejce do rynku miliarda konsumentów, dla których pięciokrotnie wyższa cena oryginału jest być może zbyt wysoka.
Owszem, posiadacze tzw. patentów, praw autorskich naciskają na chiński rząd, aby ukrócił piractwo. Co jakiś czas odbywa się jakaś pokazowa akcja, w której aresztuje się kilku mafiozów, a Chińczycy z konfucjańskim spokojem produkują dalej. Chiny już dawno przesunęły się z pozycji dostawcy siły robocznej na bardziej lukratywne miejsca w łańcuchu dostaw. Potrafią zrobić praktycznie wszystko. To, co na pierwszy rzut oka wydaje się podróbką, jest świadomym wyborem wyglądu, "podobnego" do oryginału, czyli kradzież wzoru przemysłowego. To co jest w środku, to oryginalne, autorskie wersje oprogramowania i rozwiązań, które tak naprawdę każdy potrafiłby zrobić sam, wkładając odpowiednią ilość wysiłku i pomysłowości. Tego, jak widać, azjatom nie brakuje, bowiem ich produkty są często technicznie lepsze od pierwowzorów.
Chiny nieubłaganie zdobywają coraz lepsze miejsce pod słońcem. Nie ma innej drogi, niż ciągły wysiłek i postęp. Jeśli Europa liczy na dalsze trwanie as usual, robi błąd. Wystarczy zadzwonić, aha - nawet nie - wystarczy odpalić na malutkim ekraniku przeglądarkę i poczytać, co pisze zezowaty. Jego nowy I-phone kosztuje 100 dolców, pięć razy mniej od poprzedniej wersji.
Poczytaj w New York Timesie.