Komisja nadzoru finansowego kilka dni przed wygasaniem grudniowej serii opcji na GPW (19.12) opublikowała ostrzeżenie, że jeden podmiot ma na tym rynku sumaryczną pozycję krótką objętości... 40% wszystkich kontraktów. Wiadomość potwierdziła plotki i moje osobiste domysły, że JP Morgan zajął na polskim rynku dominującą pozycję, de facto sterując nim. Nie przebrzmiała jeszcze afera z asymetrycznymi, egzotycznymi opcjami walutowymi, opisywanymi w innym wpisie, a których ofiarami padli polscy eksporterzy, na sumę - bagatela - 500 mln złotych.
Minister gospodarki, Waldemar Pawlak zapowiedział właśnie, że uruchomił pomoc prawną i finansową (nieznane są mi szczegóły) dla firm poszkodowanych przez egzotyczne opcje walutowe. Zapewne będą to jakieś tanie kredyty pomostowe, refinansujące utracone w wyniku ryzykownych zakładów z międzynarodową szulernią wpływy.
KNF zadziałał wyprzedzająco, zdejmując tajemnicę, czyli likwidując asymetrię informacyjną, która leży u podstaw konstrukcji nazwanej przeze mnie bronią masowego dojenia. Jak pokazałem przy okazji Porsche możliwość aktywnego ogrywania rynku i rywali jest prawie nieograniczona, a mierzy się zakresem posiadanej informacji*lewar.
Bezprecedensowe działanie KNF ma kilka wymiarów. Po pierwsze daje praktyczny dowód, że rząd Polski jest mimo wszystko narodowy, a nie ponadnarodowy.
Po wtóre precedens posłuży zapewne do konstrukcji pewnych zwyczajów i obowiązków informacyjnych, regulujących rynek opcji w przyszłości. Nie bez związku jest zaangażowanie (wrogiego) podmiotu na poziomie 39,95%, które prawdopodobnie odpowiada jakimś poziomom antymonopolowym (5% znaczący, 40% dominujący, 80% monopol). Idzie to także w parze z obowiązkami podatkowymi - patrz wykupy Fannie&Freddie na poziomie 79,95%. Widać tu mentalność rodem z supermarketu i jest to rys komiczny całej hecy.
Po trzecie akcja opcyjna jest ściśle związana z operacją asymetrycznych opcji walutowych, które miały po pierwsze wydoić eksporterów, a po drugie - ważniejsze - dać zarobić jeszcze na strategii giełdowej i to na całym rynku MEE, bo Warszawa jest tu największa. Opcje walutowe i WIG są częściami jednej operacji i widać to jak na dłoni.
Najważniejsze moim zdaniem wnioski z akcji KNF są natury politycznej.
1. Waldek Pawlak urósł o co najmniej 10cm w moich oczach, przeforsował u Tuska aktywne działania osłonowe dla eksporterów. Oczywiście większość z tego dla picu, ale najbardziej liczy się zdecydowany sygnał, że nie damy bezkarnie doić naszych na masową skalę. Naturalnie długi trzeba płacić, a umowy zobowiązują. Infolinia i pomoc prawna będzie polegała na pocieszaniu strapionych i udzielaniu tanich kredytów na pokrycie nagłych (i niespodziewanych) zobowiązań. Wszystko na koszt podatnika. Niemniej wart odnotowania jest fakt, że Waldek tym się zajmuje i nie patrzy ze szczytów swego olimpu bezczynnie, jak mu kroją firmy. Na czym polega zmiana? Patrzy dziś z rządem czynnie.
2. Min. Rostowski jest na szczęście świadomy dużej gry w Warszawie i reperkusji w świetle akcesji do euro, której obecne zabawy są przygrywką. W istocie jest to próba generalna do wydojenia Polski w poczekalni, kiedy rząd bedzie musiał za wszelką cenę bronić złotego. Dał teraz sygnał do rozbrojenia broni informacyjnej. Odetchnąłem w tej chwili z ulgą. Skutkiem ubocznym jest objęcie przez Waldemara Pawlaka chwilowej roli rycerza na białym koniu, czego nigdy w życiu bym się nie spodziewał. O tempora, o mores...
3. Niespodziewnay atak KNF oczywiście nie odda firmom straconych w wyniku hazardowych zakładów z szulerami pieniędzy. Nie powstrzyma też GPW przed huśtawką nastrojów i dalszymi, mniejszymi i większymi manipulacjami. Powstrzyma jednak - na to wygląda - zupełnie bezczelne hurtowe dojenie frajerów. Do tej pory rząd Polski dawał niezmiennie jeden sygnał: nie będzie żadnych intwerwencji, co w praktyce oznaczało hulaj dusza, piekła nie ma, albo jak kto woli wolna amerykanka czyli dziki wschód. Od tego tygodnia polscy finansiści dają sygnał: patrzymy, patrzymy i wreszcie będziemy musieli coś zrobić. I słusznie. Nie ma nic tak demoralizującego, jak przekonanie o bezkarności i tańszego środka prewencji od słowa. Mowa jest srebrem, a milczenie złotem?
Naszkicuję teraz jak w mojej optyce wyglądał scenariusz morganowski. Latem mieli doskonałą wiedzę o tym, że deflacja uderzy wkrótce w rynki emerging, zasysając dolara i wywołując jego nienormalną aprecjację. Wykorzystali absolutną bierność minfin w kwestii słabnącej złotówki i stworzyli asymetryczne opcje walutowe (zerokosztowe ha,ha), które miały zainkasować krociowe zyski w momencie silnego odbicia dolara (To się właśnie wydarzyło). O zaplanowanej akcji świadczy masowa i nachalna podaż egzotycznego produktu walutowego, stworzonego na potrzeby tego lata właśnie. Wciskali go każdemu, kto handlował w dolarze i to na chama. Dalej akcja miała podkopać zaufanie do sektora emerging, już i tak mocno nadszarpniętego, w efekcie poważną korektę na giełdach Europy śr.-wsch., w której aktywa - odwrotnie od oczekiwań - morganowcy teraz wchodzą (ale chcą to robić taniutko). Zdecydowana postawa Pawlaka pozwala sądzić, że druga odsłona, mianowicie powalenie Warszawy o jakieś 20-30% nie uda się, co nie znaczy, że nie będzie dalszych.
Na koniec chciałbym nieśmiało przypomnieć niektóre wypowiedzi o nieszkodliwości i wręcz braku wpływu opcji na rynek. Ten przykład powinien przekonać, że świat dziś jest wręcz sterowany opcjami.
wtorek, 24 marca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Możesz użyć tagów HTML: b, i, a (i pewnie innych)
działanie: pogrubienie kursywa anchor np. link
ostatnia uwaga: moderator może zmienić/usunąć treści które uzna za niestosowne, bo moderator ma rację ;)