Patrzę, jak giełda wita nowego prezydenta i widzę, że muszę napisać nowy tekst. Cóż, takie czasy, zezowaty jest lepszy od ślepego...
Wielkie wyczekiwanie skończyło się. Ostatnie sprawy, załatwione pospiesznie w końcówce lame duck Dubya Busha, czyli strefa Gazy oraz awantura z gazem właśnie zostały pozamiatane. To nie jest przypadek, że Telaviv i Moskwa załatwiły swoje palące interesy za pięć dwunasta. To koronny dowód na to, kto tu naprawdę rządzi, kto ma siłę, której nawet nie musi pokazywać. Ma to jeszcze aspekt -psychologiczny. Putin i Perez pokazują dobrą wolę, razem z Hu Jintao, wspólnego rozwiązywania problemów świata. Pourwisowali sobie trochę, jak stary wychodził, ale teraz sza! Stoją na baczność i słuchają.
Zaiste wielkiej trzeba było odmiany i wielkiej odwagi, żeby wybrać czarnoskórego syna Ameryki do kierowania światem. Czy na pewno? Namaszczenie proroka odbyło się za zgodą i wiedzą najmożniejszych, jeszcze żaden poprzednik nie dostał tak hojnego wsparcia od bankierów. Wygląda na to, że tańce wokół TARP -wartego 700 mld programu wsparcia upadających banków - i sprzeczne wypowiedzi jego konkurenta do urzędu - z pozoru niezrozumiałe niedawno - były zwyczajnie ordynarną próbą wymuszenia większego finansowania i/lub wycofania poparcia wielkiego kapitału dla Obamy, kiedy stało się jasne, że McCain jest na straconej pozycji. Wówczas postawił on sprawę na ostrzu noża, zablokował TARP w Kongresie, wydawało się że świat się zatrzyma... Nic się nie stało, TARP przeczołgano z opóźnieniem, ale giełda zarwała się trochę szybciej. Tu dochodzimy do kluczowej sprawy.
Zarządzanie kryzysowe spóźnia się o pół kroku, cały czas wydarzenia rozgrywają się szybciej, niż oczekiwania. Tak będzie i tym razem. Stawiam na to, że realni reżyserowie spektaklu zwyczajnie nie panują nad jego dynamiką.
Spójrzmy na zaplecze Obamy, jego sztab ludzi, aby przekonać się, że jest on wytworem PR, malowaną lalą do wykonania zadania ratowania świata.
Larry Summers, były min.skarbu u Clintona, wraca na stanowisko... Timothy Geithner, prezes NY Reserve Bank, od lat typowany na następcę Paulsona, dobry uczeń i czynny współuczestnik sztabu kryzysowego Paulson-Bernanke. Brał osobisty udział w podjęciu decyzji o upadku Lehmana, był na tym posiedzeniu, głosował za upadkiem, tak jak jego pan, Henry Paulson (zwany Hanky-Panky). Relacje zainteresowanych w mediach są absolutnie niespójne i jednoznacznie wskazują, że ci goście następnego dnia byli dumni z tego, że ograniczyli moral hazard, drawn a line in the sand. Po tygodniu niemniej zmienili diametralnie linię mówiąc, że nie mieli innego wyjścia, jak podporządkować się decyzji, podjętej wspólnie (!), a innego planu ratunkowego nie było (nie było prywatnych frajerów). Jednak dla AIG panowie znaleźli szybciutko państwowego frajera na 800 mld (bez żadnych przepychanek w Kongresie...).
Duet Hanky-Benny zmienia się na Larry-Timmy. Tylko tyle. Co robili poprzednicy? Benny Szlomo Bernanke, profesor od wielkiej depresji, zahaczał o koła polityczne. Hanky-Panky, prezes Goldman Sachs, chyba najbogatszy CEO na Wall Street, liczne koneksje polityczne u republikanów od czasów Nixona.
Następcy to wierne kopie poprzedników i ich kumple. Jaki tu przełom? Jedyny który widzę, jest na INDU ;)
Jeśli tak starannie dobrani następcy mają trochę inny kolor skóry, bo rzeczywiście są jakby bardziej opaleni, nie znaczy to, że mają innych mocodawców, albo interesy. Ich dotychczasowa kariera na to nie wskazuje, natomiast wszystko wskazuje na to, że McCain został wystawiony do wiatru na długo przed wyścigiem. Jednak mimo potężnego zaplecza i takiej łatwości dokonywania cudów (zwłaszcza finansowych), efekt Obamy jest marniutki, ciągnięty za uszy przez PPT. Nie ma entuzjazmu na giełdach, jest wręcz spadek. Co gorsza oczekiwanie na zmianę też nie dało żadnego impulsu. Efektu Mikołaja nie było, a efekt stycznia był tak słaby, że rozczarował największych optymistów. Smutna jest ta inauguracja.
Co dalej? Są tylko dwa scenariusze na dziś: albo oczyszczająca zwałka ostateczna na wczesne średniowiecze i Grunwald już dziś, tzn. po zaprzysiężeniu - a tak by wynikało z “entuzjazmu” i audacity of hope na wykresach; albo najpóźniej gdzieś na Wielkanoc. Moim zdaniem 1 do 4 pierwszy, chociaż optycznie przeważa. Dlaczego? Zbyt dużo przypadków: koniec operacji w Gazie, kurek z gazem odkręcony za 5 dwunasta… Wszyscy chcą pomóc mesjaszowi, niech prowadzi. Jak zaniedługo zobaczą, że poszczególne stany ogłaszają upadłość, a na książkach jest dodatkowe 4 biliony pożyczone na obligacje, których nie ma kto kupić to się zacznie na poważnie, ale dopiero wtedy.
Na przekór myślącym poprawnie wolałbym teraz ostateczne załamanie, które oczyściłoby atmosferę, zwłaszcza na walutach. Nie ma się co oszukiwać, to co widzimy na GPW to zasługa morganowców i ich opcji. Jedyny sposób na rozliczenie tej spekulacji, bez dalszego podłamywania gospodarki to szybki ostatni zjazd na wig20 poniżej Grunwaldu, co zatrzyma likwidację pozycji, ponieważ dołoży się do ujemnej dziś rentowności waluty (dolar mocno podrożał w efekcie shortu Morgana, co jest zdrowym objawem, zmniejszającym zysk z tej operacji). Gdyby dołożyć do tego spadek o jakieś 20% cen nominalnych w zł, operacja przestanie się opłacać i zajaśnieje słońce, nie zaciemniane chmurami niepewności. Dość już panowie zarobili na naiwniakach walutowych, rzędu 5 mld, to chyba wystarczy.
Prawdopodobieństwo szybkiego oczyszczenia oceniam jednak zaledwie na 25%. Czeka nas raczej dalsze męczenie, aby doczołgać się do jesieni średniowiecza, kiedy? Na jesień ;)
Co za wodą? Skoro już wszystko jedzie z lawiną szybciej, to i dalej tak będzie. Depresja, bezrobocie i kryzys walutowy: te terminy wkrótce zagoszczą na łamach gazet. Kiedy to dotrze do świadomości - a sądząc z zachowania giełd szybciej niż później - wtedy dolar rypnie w panice i uwolni opalonego od połowy długów. Nie zdąży wydrukować hiperinflacji, jak wszyscy oczekują. To zajęłoby ze dwa lata, ale ten kryzys jest szybszy. Jesień powinna być upadkiem Rzymu. Tak to widzę na inaugurację Obamy.
Ostatni lot dolara, który przeczuwałem przed miesiącem, niebawem się skończy. Wszyscy oczekują, że odwrócenie trendu walutowego będzie trwało lata, a to tym razem błąd. To wszystko pod warunkiem zdrowego obrotu handlowego. Chciałbym przypomnieć, a właściwie uświadomić, że wszyscy uczestnicy walutowej gry są przyciśnięci do ściany: USA, Chiny, Europa. Nikt nie jest w stanie tego pociągnąć, bo się nie da, jak pisał Zorro tego lata. W związku z tym bajdurzenie o ciągłości trendu jest nie na miejscu. Odbędzie się zmiana trendu na zasadzie flippera, skoro już jesteśmy przy bandzie. Handel stoi, transport stoi, ropa na contango, długo tak nie można. Kiedy? Wtedy, kiedy ktoś o tym zadecyduje, ale do jesieni będzie po zawodach. Tak widzi tę sprawę zezowaty. O dziwo, mimo wady wzroku, obserwacje były do tej pory z grubsza trafne. Co robić z dolarkiem? Szybciutko rozglądać się za jego ulokowaniem.
Korzystny dla Polski efekt z tego wszystkiego będzie taki, że -jako ostatni kraj EU - dostaniemy ruch bezwizowy do Stanów, do których nikt nie będzie chciał jeździć po robotę, tylko wszyscy na handel, bo elektronika i auta znowu będą tanie, oj będą tanie... W sumie więc optymistycznie ;)
wtorek, 24 marca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zorru, troche mi sie jezy wlos na glowie, bo albo masz szklana kule albo konszachty z JP. Tak powazniej to tym kaprawym okiem widzisz mechanizmy, ktorych nikt inne nie chce zobaczyc. Teraz mamy pachnaca "panne hossane" i wszyscy zapomnieli, ze trupy nadal smierdza w szafie. Dolar jest skonczony i nie mowie tego z satysfakcja, bo zarabiam w tej walucie. Tej jesien nie tylko kasztany zaczna spadac. Dla mnie to wyglada jak scena z Titanica: ball, orkiestra, towarzystwo rozbawione...
OdpowiedzUsuńTeraz to nawet wyraźniej widać, prawda?
OdpowiedzUsuńKiedy w bankach chodzą pogłoski, to masz ostateczny dowód na to, że tu nie ma przypadków. Poufne info od znajomych jest wliczone w schemat. Wystarczy z góry puścić przeciek o dużej operacji, który wyzwoli lawinową samospełniającą przepowiednię. Fakt, iż insiderzy "sprzedają" swoim znajomym i partnerom insider info (z góry!) jest dowodem na to, że jest to zaplanowane. Żaden pętak nie dostaje cennej informacji bez powodu. Wcześniejsze ostrzeżenie powoduje, że jego info - teraz potwierdzone - staje sie wiarygodne. Oczywiście żaden baranek naturalnie tego nie podejrzewa i myśli sobie, że jest super sprytny i zapobiegliwy :)
Zaplanowany przeciek, działający synchronicznie, daje efekt wzmocnienia i prowokuje lawinową reakcję. Idealny scenariusz na złamanie lolara.