Go To Project Gutenberg

wtorek, 24 marca 2009

Zlecenie na Kazia

Pojawiły się dziś aż dwa teksty w Dzienniku na temat naszego ulubionego premiera Dyzmy. Jest to ciekawa kontynuacja akcji przeciwko innemu naszemu ulubieńcowi Waldkowi, na którego Dziennik najwyraźniej też dostał zlecenie.

z tekstu Dziennika


Pojawienie się Marcinkiewicza w Ministerstwie Skarbu to klucz do odpowiedzi na pytanie: "Po co Goldman Sachs zatrudnił byłego premiera?".

W biurowcu na rogu Świętokrzyskiej i Emilii Plater w Warszawie bank wynajmuje tzw. wirtualne biuro. W dowolnej chwili może tam wejść i korzystać z paru biurek, faksu, pokoju konferencyjnego i komputerów. Jednak Kazimierz Marcinkiewicz założył własne biuro w mieszkaniu w odrapanej kamienicy w centrum miasta, na ulicy Wilczej. Trzydzieści kilka metrów, tuż nad sklepem Żabka. Tu w lipcu 2008 r. zarejestrował działalność gospodarczą. Na tyłach Żabki zaparkował swoje - kupione w leasingu - czarne, modne BMW X3. I ruszył na Warszawę.

"Był pełną gębą. Przykład? Spotykał się ze mną i nagle rzucał tajemniczo: " - opowiada jeden z warszawskich finansistów.

Zdaniem analityków dla wielkiego banku koszt kontraktu z byłym premierem jest minimalny - najwyżej kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. Przewidywane korzyści - spore. Marcinkiewicz był zaprzyjaźniony z czołówką Platformy, mógł w każdej chwili dodzwonić się do najważniejszych ludzi w państwie. A w dodatku miał dobre znajomości w resorcie skarbu.

Nasz rozmówca ze środowiska bankowego: "Kilka miesięcy temu odbyło się ciche spotkanie przedstawicieli banków z człowiekiem z kierownictwa Ministerstwa Skarbu. Urzędnikowi zaproponowano pomoc w organizacji spotkań z dużymi inwestorami. W naszym języku nazywamy to . Chodzi o to, by zrobić wycieczkę po świecie, zareklamować ofertę prywatyzacyjną i wysłuchać stanowiska potencjalnych nabywców. Urzędnik odparł jednak, że podobne roadshow przygotowuje właśnie Marcinkiewicz."

Marcinkiewicz lubi się chwalić, że za czasów, gdy był premierem, wymyślił, jak prywatyzować sektor energetyczny. A prywatyzacja PGE to część tego planu. Mówi jeden z ówczesnych ministrów: "Chodziliśmy do niego jako do premiera co tydzień. Nie wtrącał się. Słuchał. Nad prywatyzacją energetyki pracowało kilka osób w Ministerstwie Gospodarki. Pokazywali mu swoje pomysły, chcieli, żeby prywatyzacja wyłoniła trzy wielkie grupy. Marcinkiewicz pewnego dnia wyciągnął kilkanaście kartek. Ktoś mu je napisał, nie wiem kto. Z tej jego analizy wynikało, że powinny powstać nie trzy, a cztery grupy. I tak się stało. Ale on nie wie nic o energetyce. Nie ma wiedzy niezbędnej do wyceny aktywów. Ma za to dużą wiedzę o relacjach międzyludzkich. I dlatego wynajął go Goldman."

-----------
I z drugiego tekstu
-----------


Marcinkiewicz z ramienia Goldmana miał być doradcą prywatyzacyjnym Polskiej Grupy Energetycznej. Kiedy firma chce wejść na giełdę, eksperci sprawdzają każdy dokument, dopinają prospekt emisyjny. Spotykają się na telekonferencjach, na których używa się wyłącznie specjalistycznego angielskiego. Czy w takich miejscach pracował Marcinkiewicz? "Co miałby tam robić ze swoim angielskim, który pozwala zamówić najwyżej pizzę przez telefon?" - kpi uczestnik dopinania debiutu giełdowego PGE.

Sprawdziliśmy: Marcinkiewicz nie jest nawet członkiem zespołu Goldmana. Był prawdopodobnie tylko na dwóch spotkaniach w PGE. Nie zabrał na nich głosu. Raz pojawił się w Ministerstwie Skarbu, gdy prezentowane były dokumenty związane z debiutem spółki. "Zachował się bardzo dobrze. Ani razu się nie odezwał" - opowiada uczestnik spotkania.

----------------
Wygląda więc na to, że kiedy już nie dało się wszystkiego zachować w ciszy, jak należy, zleceniodawcy postanowili się wytłumaczyć, iż działają profesjonalnie a na Marcinkiewiczu postawili krzyżyk. Cóż, zezowaty miał rację, że Dyzma robi za pajaca, ale czy poświęcenie go teraz przyniesie ulgę? Na pewno Kazimierz Dyzma jest spalony, z drugiej strony patrząc w kraju nad Wisłą tak naprawdę nikt nie jest spalony do końca, ani Oleksy, ani Rywin, ani Miller...

Czemu nie dziwi mnie wcale, że wykonawcami zlecenia na Pawlaka - ostatni atak na jego wiejsko-strażackie powiązania towarzysko-biznesowe - są ci sami ludzie, którzy dziś wykonują zlecenie na Marcinkiewicza? Cyngiel to cyngiel, "wykonuje zlecenia klientów" jakby powiedział pan prezes Dibelius. Zezowaty rozumie go doskonale, rozszyfrował jego słowa z przeciekawego wywiadu prawidłowo. Marcinkiewicz leci w kosmos. Dibelius nie ma zamiaru pracować z pajacami, narażającymi najpoważniejszy bank inwestycyjny na śmieszność. Wykonuje on zlecenia poważnych klientów i wystawianie go na pośmiewisko drogo kosztuje.

Ciekawym, jak tam deal z PGE, który dzielni dziennikarze cynglowi z Dziennika odkryli w tle Marcinkiewicza? Dla objaśnienia dodam, że zezowaty to odkrył na swoich stronach przed miesiącem. Czyżby słabo im działał wywiad, czy może aż tak długo musieli czekać na zlecenie? Ja oczywiście stawiam na to drugie, bo bieg wypadków jest aż nadto wyraźny.

==============powiązane artykuły
Wykonujemy zlecenia klientów
Midas i adidas
Pawlak-opcja zero
Czaruś pod choinkę
KNF kontra JPM
==============
© zezorro'10 dodajdo.com

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Możesz użyć tagów HTML: b, i, a (i pewnie innych)
działanie: pogrubienie kursywa anchor np. link
ostatnia uwaga: moderator może zmienić/usunąć treści które uzna za niestosowne, bo moderator ma rację ;)

muut