Go To Project Gutenberg

piątek, 27 marca 2009

Czy Chiny grożą dolarowi?

chińskie rezerwyPremier Wen Jabao napędził światu poważnego stracha, wyrażając swoje obawy o bezpieczeństwo chińskich oszczędności, przechowywanych w dolarowych aktywach. Stało się to - przypomnijmy - tuż po ukończeniu wizyty amerykańskiej min.SZ Hillary Clinton.

Do głosu premiera wkrótce dołączył prezes ludowego banku Chin i cała plejada finansowych i politycznych notabli. W prasie chińskiej trwa w najlepsze antyimperialistyczna nagonka na chciwy zachód, bankierów itd. Skąd my to znamy? Prezes chińskiego banku centralnego zażądał większej roli i respektu dla chińskiej gospodarki i zaproponował powrót do zarzuconej w istocie idei międzynarodowego handlu opartego na SDR (special drawing rights), emitowanych przez Bank Światowy według parytetu relatywnego wkładu do światowej gospodarki.

Co ciekawe, zagadnięty o przyszłość dolara wobec kolejnego planu masywnego zadłużenia i odpowiedź na propozycję Chin Geithner odparł, że jest otwarty na tę propozycję. Dolar momentalnie osłabił się na światowych rynkach.

Czy Geithner rzeczywiście poważnie myśli o szybkim odejściu od dolara, jako waluty rezerwowej? Śmiem wątpić i się podśmiewać. Geithner grzecznie odparł (jak przystało po reprymendzie za entree w postaci manipulatora kursów w przemówieniu inauguracyjnym), że bierze wszystkie propozycje bardzo rozsądnego chińskiego partnera poważnie, nic więcej. Stąd do abdykacji lolara na rzecz mgławicowego SDR daleka droga.

Co zatem oznaczają chińskie podchody walutowe? Każde dziecko już wie, że mają ok. 1 bln dolarów rezerw w obligacjach i drugie tyle w innych papierach plus udziałach dolarowych. Aby zobaczyć proporcje w szczegółach kliknij na obrazek powyżej. Po co Chińczycy tak krzyczą o juanie i dolarze i czy czeka nas wojna walutowa?

Po uważnym przyjrzeniu się obrazkowi należy z całą powagą odpowiedzieć na te pytania negatywnie. Nic nadzwyczajnego nas nie czeka. Owszem bilion w obligacjach to dużo, zwłaszcza, że Amerykanie wydrukują ich w tym roku kolejne półtora i nie ma na tej ziemi chętnych do ich nabycia. Chińczycy zawczasu, wyprzedzająco zaprzeczyli, że są zainteresowani ich nabywaniem. Mają inne potrzeby, a poza tym Komitet Centralny tego nie przełknie. Jednak bilion to zaledwie kilka procent pkb Stanów i zaiste, nawet wyrzucone na rynek jednego dnia nic im nie zrobią, poza zawaleniem światowej wymiany handlowej.

Plotki o spisku i przygotowaniach do wojny juanowej są tak abstrakcyjne, że aż śmieszne. Co uzyskałyby Chiny takim desperackim krokiem? Zniszczenie swoich rezerw, utratę rynku zbytu dla swoich produktów i miejsca pracy milionów swoich obywateli w fabrykach, zamieszki na świecie, upadek ekonomiczny całego regionu Azji... Czy Wielki szatan upadłby? Bynajmniej. Przez jakiś czas musiałby się obejść bez nowych telewizorów, ale dostawy energii, żywności, bezpieczeństwo militarne byłyby nienaruszone. W tym czasie reszta świata, zwłaszcza biedniejsza, staczałaby się szybko w objęcia głodu i anarchii. Czy tego spodziewacie się po kontynuatorach wielkiego, pięknego dzieła Deng Xiao Pinga? Chyba ich trochę nie doceniacie.

Tropiciele spisków pokażą z wypiekami na twarzy na wielki pik na wykresie z lata ub.r. Tak się dziwnie składa, że tuż przed wielką olimpiadą Chiny nabyły ok. dwustu miliardów w krótkich obligacjach. To dowód na ich niecne zamiary. Przypomnę, że na krótko przedtem z wizytą w Pekinie był poprzednik i mentor Geithnera Hanky Paulson. Czy myślicie, że sprawa nie była omówiona? Powiem więcej, uzgodniono wyjście Chin z papierów Fanny Mae, które od dłuższego już czasu były podejrzane i ich zamianę na obligacje właśnie. Być może zostało to wywołane decyzją Putina o sprzedaży stu mld tych papierów, będących w jego posiadaniu. Być może właśnie ta sprzedaż uruchomiła lawinę skracania pozycji w papierach hipotecznych. Przypomnę, że Fanny i Freddie były pierwszymi znacjonalizowanymi w socjalistycznym stylu parabankowymi funduszami.

Czy nie jest dziwna ta koincydencja i taki bezbolesny przebieg tej olimpijskiej operacji zamiany miejsc w dolarowych inwestycjach. Bynajmniej. Chiny lojalnie uzgodniły i wynegocjowały, co trzeba i wyszły z zagrożonej inwestycji obronną ręką. Czy to jest przypadek, albo spiskowa teoria? Spójrz na wykres. Przypadek za trzysta miliardów. Przypadkowo trzech wielkich graczy robi coś prawie równocześnie, nie zakłócając przy tym - to kluczowe - olimpijskiego spokoju.

Od dawna mamy, jak ten system nazywa jeden z ekonomistów, Chimerica. Ameryka kupuje, Chińczycy produkują. Amerykanie płacą dolarami, bo niby czym mają płacić, juanami? A Chińczycy dolary wkładają w obligacje, bo niby w co je mają włożyć, do skarpety? Nie ma tylu skarpet, po prostu.

Chiny to bardzo stara i doświadczona historią kultura. Ich trwający przez dekady plan modernizacji, jak dotąd skuteczny, nie zatrzyma się z powodu jakichś bankierskich ekscesów. Juan to nie dolar, a Wen Jabao to nie Bruce Lee. Jest inteligentniejszy, sprytniejszy i wytrwalszy.

O co zatem chodzi w tej medialnej juanowej nawałnicy? Chińczycy nakryją nas juanami, z braku czapek? Chodzi po prostu o to, że - jak upiera się zezowaty - dalej business as usual nie wypali. Wiedzą to i Chiny i Ameryka i Rosja i każdy, kto zechce się tym zainteresować. Chodzi po prostu o to, że Wen przygotowuje sobie stanowisko przy stole w Londynie. To że został zaproszony, jest oczywiste, choć zaledwie kilka lat temu oczywiste byłoby raczej przeciwieństwo. Czy SDR-y zastąpią dolara? Któż to wie, na pewno trzeba o tym pogadać. Ustalanie pozycji negocjacyjnych Chin, tak bardzo wystraszające zachód, że na jedno słówko Geithnera na ten temat strachliwy dolar nurkuje o dwa procent, przy bliższym przyjrzeniu pachnie takim prowincjonalnym lękiem, dla zezowatego wręcz chwytającym za serce.

Nie bój Stachu, ja sam w strachu.
Wen, jak każdy zbyt szybko awansujący chłop, dodaje sobie animuszu, głośno wykrzykując swoje racje, zanim dojdzie do spotkania. Jakże często widać to na polskiej wsi. W istocie zza pohukiwania przeziera lęk, że może się nie udać. Co naprawdę nowe w tej sytuacji, to fakt, że Ameryka też jest w strachu, co giełda w opisanej reakcji odnotowała bezbłędnie. Jak widzisz, cały świat dziś się boi. I słusznie, bo czas na zmiany. W sumie to dobry punkt wyjściowy do negocjacji, nieprawdaż? Taka wartość dodana do globalizacji :) Toniemy wszyscy razem.



© zezorro'10 dodajdo.com

3 komentarze:

  1. W trzecim akapicie nie napisałeś kto był zagadnięty o przyszłość dolara. Z wcześniejszych zdań wynika że prezes banku Chin, a z następnego akapitu że Geithner.

    OdpowiedzUsuń
  2. Planety mówią, że się mocno zdziwisz Zorro.
    Tyle, że trzeba zaczekać aż do 2011 roku aby się o tym przekonać. Wtedy zapewne nikt tego wpisu nie będzie już pamiętał.
    Postaram się przypomnieć o ile sam nie zapomnę.

    Pozdro

    LeM

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja się zastanawiam, kto za to wszystko zapłaci, tj posprząta. W ramach tzw. inżynierii finansowej porobiono zakłady o których napisano tutaj http://chlebus.eco.pl/ECOSOC/rezonans.htm w wątku przypowieści Szwejka o szczęściu Vojvody;-)

    OdpowiedzUsuń

Możesz użyć tagów HTML: b, i, a (i pewnie innych)
działanie: pogrubienie kursywa anchor np. link
ostatnia uwaga: moderator może zmienić/usunąć treści które uzna za niestosowne, bo moderator ma rację ;)

muut