Go To Project Gutenberg

wtorek, 24 marca 2009

CDO, CDS dla opornych

Dawno, dawo temu, kiedy istniały jeszcze banki inwestycyjne, typu Goldman Sachs oraz Lehman Bros. wszystko było inaczej. Potem był krach Lehmana, który wyzwolił spiralę upadłości kolejnych instytucji baknowych. Jak zbudowano piramidę i co naprawdę w niej jest wadliwego, wyjaśnia prosty film. Polecam jako graficzną lekcję nt. przyczyn kryzysu. Jeśli nie znasz angielskiego, nie szkodzi, Prześledź obrazki.



Kluczowe w piramidzie cegiełki nazywają się CDO (collaterized debt obligation, czyli syntetyczny papier wartościowy oparty o pulę hipotek) oraz CDS (credit default swap, czyli ubezpieczenie transakcji przeniesienia własności syntetycznej hipoteki CDO).

W lutym miała miejsce rekordowa liczba aukcji CDS, organizowana przez firmę Markit. Szef firmy zdradził, że jest bardzo zadowolony z ich przebiegu, bowiem osiągnięte ceny są zadowalające dla oferentów, czyli rzędy 70-80% nominału. Nie ma paniki i wygląda na to, że CDS jako ubezpieczenie, albo właściwie instrument pochodny, jest co prawda egzotyczne, ale wcale od niego świat się nie kończy. Skoro wystawca nie respektuje kontraktu, wchodzi nabywca (ubezpieczyciel) i przejmuje zobowiązanie. Z tej strony na razie wszystko wyglądałoby pięknie.

Zupełnie niepięknie wygląda sprawa z drugiej strony, mianowicie od strony CDO, czyli właściwych transakcji na rozdmuchanym rynku nieruchomości, które standartowo ubezpieczano CDS (choć te kontrakty używa się powszechnie i do innych celów). Według Financial Timesa rynkowa wartość CDO wystawionych na górce rynku (w latach 2006-2008) jest bardzo niska, a konkretnie dla transzy górnej (AAA) wynosi nie więcej, niż 30% nominału, dla transzy środkowej (BBB) do 5%, a dla transzy dolnej praktycznie zero.

Przekładając na język prostego człowieka: CDS - przynajmniej w zakresie bańki nieruchomości - wyglądają na bezpieczne i chyba nie są przyczyną kataklizmu. Przyczyną krachu jest piramidalna konstrukcja CDO, których prawdziwa (rynkowa) wartość po przekroczeniu górki rynku powoduje odwrotne lewarowanie wartości, wycenianej dziś na ułamek ceny transakcyjnej. Spójrzmy realnie. Banki skredytowały budowlany szał za pożyczone pieniądze, które są dziś warte ok. 10% ceny zakupu. Oznacza to mówiąc wprost, że kilka bilionów dolarów w papierach hipotecznych wyparowała. Te kilka bilionów banki będą musiały gdzieś znaleźć. Nie dziwi więc, że Paulson, Bernanke i obecnie Geithner jak ognia unikają odsłonięcia szczegółów bilansów bankowych. Podobnie zresztą jest w Europie. W samych Stanach, żeby napompować przekłuty balon i wrócić do normalności, jaką znamy, trzeba podarować (wyczarować) sumę ok. 50% PKB, aby dokapitalizować banki, które dziś są po prostu niewypłacalne. Jak bardzo? Co najmniej na kilka bilionów, które zniknęły.

Nie zrozumiałeś/aś? Nie martw się, twórcy tej karuzeli finansowej też tego nie rozumieli. Gorzej. Nie wiedzą, jak z tego wyjść, przynajmniej tak świadczą ich dotychczasowe działania, od ściany do ściany, od przypadku do przypadku, od pożaru do pożaru...

Przygotuj się zatem na kolejne ciekawe wieści. Napiszmy sobie dla pobudzenia wyobraźni kwotę dziesięciu bilionów, ot tak, dla perspektywy. 10,000,000,000,000 Tyle mniej więcej brakuje w nieruchomościach. Niewąsko. Kłopot w tym, że te hipoteki trzeba płacić przez 20-30 lat, a zbudowane domy nigdzie nie chcą zniknąć...
© zezorro'10 dodajdo.com

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Możesz użyć tagów HTML: b, i, a (i pewnie innych)
działanie: pogrubienie kursywa anchor np. link
ostatnia uwaga: moderator może zmienić/usunąć treści które uzna za niestosowne, bo moderator ma rację ;)

muut