Go To Project Gutenberg

wtorek, 24 marca 2009

Pan każe, sługa musi, albo robimy to za pieniądze

Goldman Najsmaczniejszy wczoraj artykuł pojawił się w Rzepie pod znamiennym tytułem Wykonujemy zlecenia klientów. Robimy to dla pieniędzy, uczciwie, starannie. Dla pieniędzy zrobimy wszystko, wg najwyższych standardów oczywiście. Goldman ma złą prasę, wydrukował bardzo, bardzo głupi raport o złotówce, przypadkowo zbieżny z wydarzeniami na giełdzie, jest drugim, jeśli nie pierwszym wystawcą opcji wałkowych i ostatnio jeszcze wpadł z gwiazdą Marcinkiewiczem przy prywatyzacji PGE. Co oznaczają poszczególne akapity staranie wymasowanego "wywiadu" z dyrektorem na Europę wschodnią tłumaczy zezowaty, który widzi prosto.

Na początek kilka faktów z tła, żeby uzmysłowić sobie, że Goldman to nie jest jakiś tam bank inwestycyjny. Po pierwsze jego długoletnim szefem był Henry Paulson II, do niedawna także minister skarbu USA. Jego następcą jest człowiek z jego rekomendacji, również ze stajni Goldmana, Timothy Geithner. Jeśli mówimy o szefach Goldmana, to mówimy o masters of the universe (in receivership). Przejdźmy do artykułu, pogrubiony komentarz ZZ.

================
- To oznacza, że Goldman Sachs nie jest jednym z największych graczy na rynku złotego i nie przyczynił się do jego osłabienia?

Tego nie wiem, działamy zawsze w imieniu naszych klientów. Jeżeli nasi klienci, którzy zajmują się handlem aktywami, w tym walutami, decydują się na przeprowadzanie transakcji, my je wykonujemy.

Goldman jest co najmniej drugim graczem na złotym i wykonał akcję na osłabienie zł. Na bank.

- Ale bank został okrzyknięty spekulantem? Może słusznie?

Nie spekulujemy niczym. Naprawdę, nie jesteśmy Georgem Sorosem polskiego rynku walutowego. Chcemy być postrzegani jako instytucja oferująca dobre rozwiązania dla graczy na rynkach finansowych, w zależności od tego na jakie produkty jest popyt. To jest nasz cel.

Oczywiście Goldman wykonuje polecenia klientów, oferując dobre rozwiązania dla graczy. Jeśli przyszedł ktoś ze zleceniem na jazdę na opcjach wykonali ją perfekcyjnie w dwóch ruchach, opisanych przeze mnie już jesienią. Proste jak budowa cepa.

- Ale w raporcie przyznaliście, że złoty jest ofiarą spekulacji.

Nie można wykluczyć, że są podmioty, które na złotym spekulują. Z drugiej strony, trzeba pamiętać, że spekulacja może przynieść duże straty, jeżeli wybierze się zły kierunek.

Innymi słowy spekulacja jest bardzo ryzykowna. Oczywiście dla kogoś, kto ma niezbyt "dobre rozwiązania dla graczy". Ktoś kto trzyma z GS, jedzie na pewniaka.

- Czy ten ostatni raport mówiący o niedowartościowanym złotym oznacza, że nasza waluta ma szanse na umocnienie?

Taki jest pogląd naszego działu analiz, ale może być on oczywiście błędny. Analitycy też się mylą. Płynny kurs walutowy - tak jak w przypadku złotego - jest określany na podstawie transakcji na rynku.

Oczywiście możemy się mylić. Nigdy nie odróżnicie dmuchanego raportu, jaki dostaliście ostatnio od "real thing". W dodatku dział dealerski wcale się nim nie musi kierować. ZZ więc pyta: po jakiego więc go drukują. I od razu sobie odpowiada: żeby było więcej dymu. Smoke and mirrors. Możecie nam skoczyć. Dostajemy zlecenie i wykonujemy je perfekcyjnie.

- Czy Goldman Sachs będzie kontynuował współpracę z Kazimierzem Marcinkiewiczem?

Szczegóły umowy z Kazimierzem Marcinkiewiczem są poufne, nie mogę komentować tego kontraktu. Zasada ogólna jest taka, że podpisujemy je na rok, z możliwością przedłużenia.

- Kiedy wygasa ten kontrakt i czy zamierzacie go przedłużyć?

Nie mogę komentować ze względu na poufny charakter kontraktu.

- Czy Kazimierz Marcinkiewicz spełnił Państwa oczekiwania?

Jest na pewno osobą rozpoznawalną w Polsce. Nie zatrudnilibyśmy go, gdybyśmy uważali, że nie będzie dla nas pomocny. Biorąc pod uwagę, że dopiero rozpoczynamy naszą pracę w Polsce z rządem i firmami, trudno oceniać, czy ktoś jest dobrym doradcą czy nie. Generalnie zasada jest taka, że wolimy by nasi współpracownicy nie byli aż tak aktywni medialnie, ponieważ nasza współpraca z firmami i rządem ma często charakter poufny i taka aktywność ma swoje dobre, ale i złe strony.

Krzywousty Kazimierz narobił takiego gnoju w mediach, że wylatuje jesienią, ponieważ dostał tę wymarzoną robotę jakoś w październiku. Prawdopodobnie niedługo będzie miał wolne, jak tylko dopnie sprawę z PGE. Nauczka dla kolejnych polityków: dla Goldmana pracują najlepsi, nie idioci. Są lobbystami, snującymi się między ustami i brzegiem pucharu. Zamiast spędzać czas na wypoczynku jak Dochnal pracują dla prawdziwych zawodowców, ale chociaż muszą umieć trzymać język (ważniejsze niż znajomość angielskiego).

- To prognoza dla świata, a co z Polską?

Do Polski kryzys dotarł stosunkowo późno i dlatego jego skutki nie powinny być bardzo duże. Wasz kraj ma przewagę w postaci stabilnej sytuacji politycznej, co tworzy dobrą podstawę do dalszych reform. Poza tym macie dużą gospodarkę, co też działa na korzyść i będzie was wspierało w walce z kryzysem, czego nie można powiedzieć o mniejszych krajach Unii Europejskiej.

ZZ zgadza się całkowicie. Z tych powdów właśnie będą nas doić, po to tu są.

- A czy w takim razie jest szansa, że globalni inwestorzy zaczną dostrzegać różnicę między sytuacją Polski, a Ukrainy czy Węgier?

Taka szansa jest, o ile rząd będzie kontynuował reformy, które uczynią Polskę rynkiem bardziej dojrzałym. W tym celu trzeba się skupić na tym, żeby unikać takich działań jak protekcjonizm czy zmiany systemu podatkowego i prawnego.

Nie ma żadnej szansy w rozsądnie krótkim terminie korzystnie odróżnić się od Węgier. Będziemy w koszu z Węgrami i Ukrainą, co ZZ pisze z uporem od lata. Pomysły na odcinanie się od Węgier w Brukseli są czystym idiotyzmem. Mówi to fachmann, człowiek, który strzela z biodra. Posłuchajcie matołki.

- Co Państwa klienci sądzą o Polsce? Czy zdradzają, kiedy wrócą tu by zainwestować w polskie akcje, obligacje czy złotego?

Na razie sytuacja wygląda tak, że wielu z tych inwestorów - np. funduszy inwestycyjnych - ma problem z dostępnymi środkami, bo mieli bardzo duże straty na większości aktywach w ostatnich czasach, w szczególności na tych uzależnionych do amerykańskiego rynku nieruchomości. Jeżeli inwestorzy tracą pieniądze, to trochę czasu musi upłynąć, zanim wróci im ochota do inwestowania. Ale nie oznacza to, że Polska jako kraj nie ma nic do zrobienia: w obecnych czasach, jak już wspomniałem, bardzo ważna jest stabilność polityczna. A gospodarka ma szansę zachowywać się lepiej niż większość gospodarek rozwiniętych w Europie. Kiedy inwestorzy zaczną przychylnym okiem zaczną patrzeć na Polskę nie wiem, wątpię jednak czy stanie się to w tym roku.

I to jest bolesna prawda na temat naszych perspektyw. W centrali się pali, rynek nieruchomości w USA zrzucił kilkanaście bilionów wartości w ciągu pół roku. Na razie jest gaszenie pożarów, o zyskach długoterminowych będzie mowa później. To znaczy wg ZZ 2009=czas na łupienie frajerów.

- Czy Pana zdaniem jest dobry czas na kupowanie polskich akcji? Ceny wydają się być bardzo niskie...

Najpierw trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czy w ogóle jest dobry czas na kupowanie jakichkolwiek akcji.

I to jest bardzo dobre pytanie!

- Co pan sądzi o pomyśle szybkiego wejścia Polski do ERM2, a potem do strefy euro?

W czasie, kiedy niestabilność na rynku walutowym jest bardzo duża, a wahania w ciągu tygodnia mogą przekroczyć 15 proc., wymagane systemem ERM2, zasadne wydaje się być pytanie, czy jest to dobry czas na tego typu decyzje. Być może właściwsze byłoby poczekanie na nieco spokojniejsze czasy, a dodatkowo zadbanie o wypracowanie porozumienia politycznego i społecznego dla przyjęcia euro. Samo wejście do eurolandu powinno pomóc polskiej gospodarce, choć trzeba pamiętać, że strefa euro też przeżywa trudności i w niektórych krajach daje się słyszeć głosy niezadowolenia ze wspólnej waluty, chociażby we Włoszech czy Irlandii. Mając własną walutę można wpływać na konkurencyjność gospodarki, bo kiedy kurs słabnie, ta konkurencyjność rośnie. Tego nie da się zrobić mając wspólną walutę.

Co tu dodać? Sibelius powiedział prawdę. Słuchajcie euroentuzjaści i fantaści. Nikt nie wie, w którą stronę to euro pojedzie. Niesposób jednak zapomnieć, że Goldman może robić hocki-klocki walutowe tylko do chwili wejścia, więc jak zwykle, coś za coś.

- Czy problemy Europy Wschodniej mogą przyczynić się do pogłębienia kłopotów zachodnich banków zaangażowanych w nasz region?

Nie sądzę żeby zachodnie banki miały z tym jakieś większe problemy, może poza Austrią, ale nie wydaje mi się by to zaangażowanie w kraje tego regionu rodziło jakąś groźbę dla tamtejszego systemu bankowego. Bardziej niż kłopoty Europy Wschodniej martwi mnie sytuacja z amerykańskim rynkiem nieruchomości, gdzie ceny nieustająco spadają, a z tym rynkiem powiązane są instrumenty finansowe, w które banki europejskie inwestowały. To znacznie większy problem niż zaangażowanie w regionie Europy Wschodniej.

Co właściwie powinno skończyć rozważania na temat kłopotów CEE. Jeśli coś nam zagraża, to niewypłacalność spółek matek banków, umoczonych w USA. Może się zdarzyć, że porzucą swoje banki zależne własnemu losowi. I na taką okazję warto mieć własną walutę. Można w takim wypadku np. zawiesić częściowo wymienność złotówki.
© zezorro'10 dodajdo.com

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Możesz użyć tagów HTML: b, i, a (i pewnie innych)
działanie: pogrubienie kursywa anchor np. link
ostatnia uwaga: moderator może zmienić/usunąć treści które uzna za niestosowne, bo moderator ma rację ;)

muut