Ledwie się skończył teatralny "rozejm" czekoladowego prezydenta Patroszenki, od razu nieubłagane siły postępu powróciły do rzezi na wschodzie, bo - wiadomo - duch rezunów żyje, choć ich potomkowie giną.
A konkretnie siły postępu powróciły do roboty punktualnie w środku nocy, czyli o północy. Zamieszanie przy tym takie, że oficjalny organ Majdanu się na propagandę rządową nabiera i nazywa barbarzyński, nocny ostrzał moździerzowy bombami fosforowymi dzielnicy mieszkalnej Doniecka, jednego z największych, jeżeli nie największego miasta na wschodzie Ukrainy - "atakiem rosyjskich bandytów". Jak bardzo bym się nie gimnastykował, nijak mi nie wychodzi, że rosyjscy "separatyści" z operetkowej Donieckiej Republiki Ludowej bombardują w nocy domy, w których śpią sami, z żonami i dziećmi, nawet jeśli śmiertelnie nienawidzą sąsiadów. Na tym dobitnym przykładzie widać, jak bardzo propaganda na Ukrainie pogubiła się w swoich bratobójczych, barbarzyńskich labiryntach. Bomby fosforowe na domy "separatystów" zrzuca niezwyciężona armia kijowska, na rozkaz nowego, czekoladowego prezydenta, stosując w praktyce ludobójczą taktykę "spalonej ziemi" i czystek etnicznych, znane z II WŚ, a także ostatnio z wojny w Jugosławii, a co zapowiedziałem na tych łamach ponad miesiąc temu. Kijów pacyfikuje irredentę na wschodzie całkowicie dewastując miasta i puszczając z dymem ich mieszkańców. Taka jest niepodważalna prawda materialna, a na obrazku jeden z jej dowodów. To nie Putin zrzuca fosfor na Donieck, bajarze z Majdanu! To wasz czekoladowy prezio, Patroszenko - od patroszyć. Dosłownie. |