To jest ustawka, ale wcale nie z powodów językowych, jak celnie usłyszała uzdolniona językowo, a także kłótliwa i wymowna Izabela Brodacka-Faltzmannowa.
Faceci na nagraniach nie są naturalni, bowiem wiedzą, że prawdopodobnie są nagrywani. To jest element nieformalnej umowy. Ich wszelkie działania są pilnie nadzorowane na każdym kroku, zdają sobie służbowo sprawę ze stałej inwigilacji "ochronnej" w swojej pracy, czyli za swoim biureczkiem, na parkingu, a nawet w domu. A już zwłaszcza podczas rozmów służbowych. Ale jest drugie dno, mianowicie lokal - jak sama nazwa wskazuje - być może nawet z tego względu wybrany, przez sentyment milicyjny - jest knajpą borowików, uopków w ubeckim kwartale, gdzie od zawsze są gumowe uszy. Knajpa była wielokrotnie sprawdzana, bo jest po prostu lokalem kolegów Sienkiewicza. Dlaczego zatem panowie są nienaturalni? Bo jest trzecie dno. Jeden wie, że prawdopodobnie jest rutynowo, służbowo nagrywany, albo dopuszcza taką możliwość - i właśnie dlatego zaprasza drugiego do tego służbowego lokalu. Z kolei drugi jest facetem super, naprawdę super bystrym, który bez żadnego trudu "w pierwszych słowach pańskiego listu", a nawet i bez nich, jadąc na to spotkanie, nastraja się mentalnie, że może być podczas takiej rozmowy, zwłaszcza w lokalu służbisty, służbowo nagrywany. Dla bezpieczeństwa obydwu, żeby obydwaj byli równo umoczeni, jeśli wyjdzie coś nie tak, bo przecież obaj wiedzą, że montują finansowy zamach stanu, a samobójcami nie są. To oczywiście nie koniec, bo jest czwarte dno, a mianowicie jeden z nich ma przeczucie, że cała zabawa jest w porzo na pewnym poziomie, bo "pewne takie rozwiązania i trendy europejskie" idą w tę stronę, ale nie jest tego pewien i nie wie, jak to naprawdę na wyższym, międzynarodowym poziomie wygląda. Za to jego interlokutor, międzynarodowy finansista wie dokładnie, o co chodzi w tych "europejskich trendach" i okrężną drogą gwarantuje, że wszystko będzie na wyższym piętrze, w Brukseli klepnięte jako koszerne, bo jest zgodne z tymi "trendami". A o jakie trendy chodzi drogi watsonie? Chodzi o takie trendy mianowicie, że Bruksela w swoim centralnym banku wcale nie jest dziewica, jak by chciała pani Makrela, wzbraniająca się przed drukowaniem jak diabeł przed świeconą wodą i nie na darmo na stolcu ECB posadzono kolegę z klubu GS. GS drogi watsonie to nie jest Gminna Spółdzielnia, choć z pewną gminą ma bardzo zażyłe kontakty. To Goldman Sachs, czyli mistrzowie wszelkich sztuk księgowych, na czele z tzw. Repo 105, które sprawiło, że Grecja z dnia na dzień stała się wzorem stabilności finansowej i cudu gospodarczego [przed olimpiadą], aby następnie z dnia na dzień znowu stać się bankrutem, tym razem bezpowrotnie [ale jak zyskownie!]. Otóż ECB nie na darmo zatrudnił GS-iaka i ten pan nie siedzi tam zadowolony z kryzysu gospodarczego i siebie zarazem, tylko wyczynia wszystko, co możliwe, aby odsunąć godzinę prawdy. Co to są zatem te "trendy" i "mechanizmy"? Owóż te trendy i mechanizmy to jest monetyzacja długu, na razie ukryta, w postaci różnych egzotycznych pozycji w bilansie banku, ale powoli i z różnych kątów wychodząca. Skupowane na chama na rynku wtórnym obligacje z różnych państw ojro [a nie ma jednego rynku tych obligacji, bo każdy kraj je emituje we wspólnej walucie indywidualnie] lądują przecież właśnie w ECB. Nie wszystkich co prawda, tylko bankrutów, więc konkretnie Grecji, Hiszpanii, a ostatnio częściej Francji i Włoch, jako śmierdzące jajeczka - przepraszam, częściowo nieświeże - lądują więc w ECB, a ten je w dużej części monetyzuje, tzn. nie sterylizuje tych zakupów, jak było dawniej, poprzez ściągnięcie z rynku gotówki w obiegu w równej wartości. W efekcie drukuje dodatkowy pieniądz, który pojawia się w obiegu, bowiem bez tego rynek obligacji, a zatem cały eurorynek, a zatem cały system finansowy świata by się zawalił. To nie jest moja spekulacja, podejrzenie, ani przeczucie. To jest stwierdzenie obserwowalnego i weryfikowalnego faktu. Jeśli tego jeszcze nie wiesz, a jesteś "finansistą" albo "bankowcem", możesz się zgłosić do zezowatego na konsultacje, co nie będzie żadną ujmą, bowiem - jakkolwiek to dziwnie nie brzmi - zezowaty paru porad urzędnikom szczebla centralnego już bez ujmy i błędu udzielał. Taką oto tajemnicę posiada pan magik Belka i nie jest w tym odosobniony, bo posiadł ją również zezowaty, co niniejszym zdradził i objaśnił. Mister Belka wie, że może bezkarnie postawić Brukselę przed faktem dokonanym drukowania pustego pieniądza w NBP, poza ustawowymi kompetencjami, aby podtrzymać koniunkturę, bowiem siły wyższe go wybronią. Zawsze może wykazać, że ECB robi to samo w strefie euro, ale przecież nie będziemy o tym głośno mówić, bo to jest tajemnica poliszynela. Oto zatem jest to czwarte denko, które zarazem jest nielegalne i nie jest, zależnie od której strony patrzeć. Jest jednak faktem, że ktoś kolegów brzydko propagandowo wsypał, choć swoje spiskowe podchody robili w dobrej wierze. W pewnym sensie oczywiście, jeśli uznasz, że takie gangsterskie metody są regułą i się z nimi pogodzisz [a są regułą, jak naszkicowano wyżej]. Kto zatem naszym gangsterom praktykom podpalił ognisko pod tyłkami? To jest bardzo dobre pytanie, zwłaszcza zważywszy, że już pierwszego dnia odezwał się niezawodny pan Dukaczewski, namiawiając do sprawdzenia, kto te nagrania zrobił, a następnei przeprowadził nawet z funkcjonariuszami z GWnianej, którzy są jak wiadomo oddelegowani na front informacyjny, wizję lokalną z wywiadem-przesłuchaniem podejrzanych. Taka nadaktywność może oznaczać tylko jedno: pan Dukaczewski, chwilowo w cywilu, gorączkowo i na wszystkie możliwe sposoby wydaje się sygnalizować, że jego trepowi towarzysze nie mają z tym ogniskiem, rozpalonym pod siedzeniem głównego gestapowca, jak wiadomo cywila z urzędu, nic wspólnego. Czy to prawda, a ponadto czy pan Dukaczewski, chwilowo w cywilu, ma wystarczającą wiedzę, pozostaje pytaniem otwartym. Nie budzi natomiast wątpliwości fakt, że za posiadającego wiedzę zechciał w tej sprawie uchodzić, więc cóż innego pozostaje naszym gestapowskim orłom, jak go spytać? Może powie im prawdę... |