Go To Project Gutenberg

środa, 25 czerwca 2014

Odwalcie się od Sikora

-
Nie przypuszczałem, że będę musiał i chciał powiedzieć coś w obronie naszego zdradka, męża żony, a jednak...

Oczywiście, to może być zbieg okoliczności i celowego doboru przecieków, ale dobre i to, bo mogliśmy dzięki właśnie zbliżającemu się ku szczęśliwemu końcowi sequelowi serialu "taśmy Rywina", tym razem pt. "Sowa i przyjaciele", czyli kontrolowanemu przewrotowi pałacowemu z użyciem medialnej operacji informacyjno-dezinformacyjnej, zajrzeć za prawdziwe kulisy kuchni politycznej, tą razą w wymiarze międzynarodowym. Reżyserowie spektaklu bowiem świadomie wybrali i wylansowali tematy szczególnie drażliwe i wrażliwe dla naszych nowojorsko-jerozolimskich sojuszników, w których bez wątpienia ta operacja była wymierzona.

Przy okazji ataku dostało się urzędującemu prezesowi banku centralnego, który swój wysoki stolec zawdzięcza udanej operacji finansowego zamachu stanu, wraz z ministrem od policji, którego nie bez kozery nazywam gestapowcem od czasu pamiętnego "idziemy po was". Skoro nie pomyliłem się co do reperkusji i wyników międzynarodowych ujawnienia kulisów tego zamachu, czuję się praktycznie uprawniony do zaopiniowania drugiej eksponowanej ofiary skandalu, mianowicie ministra Sikorskiego.

Wylewają na zdradka otóż pomyje w kraju i za granicą, zupełnie bez litości i bez sensu, choć z okazji tej afery akurat mąż żony pokazał się, przynajmniej w moich oczach, z zupełnie nieoczekiwanie pozytywnej strony. Stąd moja reakcja.

Naturalnie miło jest usłyszeć syntetyczną zezowatą frazę, w treściwych, żołnierskich słowach podsumowującą polski brak jakiejkolwiek doktryny międzynarodowej. Ja bym tego trafniej nie ujął. Oczywiście że jesteśmy ułomnym sojusznikiem Stanów i trudne i brudne przysługi robimy im za darmochę, czyli - robimy laskę - bez sensu, celu i pomyślunku, pracując przy tym na wrogie stanowisko obu sąsiadów, niezmiennie, od stuleci zgodnie eksploatujących nadwiślańskich indian, a to najeżdżając ich militarnie, a to okradając finansowo. Niepotrzebnie do grona eksploatatorów za darmochę dodajemy jankesów, bowiem ci nawet nie muszą się specjalnie ograniczać w swojej dezynwolturze wobec nas, gdyż nie tyko nie jesteśmy dla nich nawet bliską zagranicą, lecz jest im po ludzku całkowicie obojętne, czy ich działania nie spowodują całkowitej choćby zagłady tubylców.

Pokazał to nam dobitnie opalony prezydent Banana, przed kilkoma laty poddając wszystkie aktywa w Warszawie w akcie teatralnego resetu z Moskwą, w efekcie czego po niespełna pół roku mieliśmy tu zamach smoleński. Pozostaje naturalnie tajemnicą, czy i na ile ten teatralny reset był jedynie taktyczną zmyłką, ale już tajemnicą nie są - przynajmniej dla mnie - opłakane skutki ponownie rozbudzonej w wyniku tego działania ekonomicznej agresji Rosji, głównie w tradycyjnych sektorach paliwowo-energetycznych, które odczuwamy w portfelach już dziś, a za sprawą odnowionej wojny gazowej być może nawet boleśniej.

Nie wiedziałem, że zdradek jest takim realistą geopolitycznym i tak wyraźnie widzi największą naszą słabość. Pozostaje oczekiwać, że pokaże jakieś remedium na ten stan rzeczy, oczywiście poza merdaniem ogonem przed berlińską panią Makrelą, bo ona i tak ma dość swoich oficerów na miejscu. I tu się pochwała kończy, panie ministrze, bo życie to nie je twiter.

Druga kwestia, za którą teraz leją zdradka w Albionie, to "bezprzykładny atak" na tamtejszego Ca-morona, który poprawnie politycznie i etnicznie premieruje nad Tamizą. Owóż zdradek w samo sedno trafił z oceną jego głupawej kampanii obrony idei europejsów na wyspach, powiadając w sowich pogwarkach przy wódeczce, że zwyczajnie tę kampanię spieprzył, za bardzo nachalnie wtłaczając we łby tradycyjnie sceptycznych Angoli zaakceptowaną w Brukseli do wierzenia wersję wiary w europejski cud zbawienia zjednoczeniowego. Przedobrzył po prostu, przesolil i przepieprzył sprawę, a zdradek ma sto procent racji, że trzeba być Ca-moronem [moron - ang. kretyn, mój patent], żeby tak uwalić kampanię, którą mógł wygrać. W efekcie niemal połowa Angoli chce wyjścia z tego cyrku ojrokołchozu, co przecież jest w Brukseli nie do pomyślenia, dając w efekcie maksymalne napięcie [tu jest adekwatne słowo, ale cenzura nie puszcza] zarówno w Brukseli, jak i w Lądku, a winny jest oczywiście zdradek, no bo któż inny, jak nie dziecko, które wrzasnęło, że król jest nagi, a Cameron jest Moron tout court.

Tyle uwag pozytywnych na temat zdradka, bo się za bardzo rozpuści, a musi jeszcze przecie coś konkretnego pokazać przed tym rozpuszczeniem, w co zezowaty osobiście wątpi, ale przecie zachęcić i zanęcić nie zaszkodzi, gdy kurz bitwy właśnie opada [wakacje panie] a ktoś w końcu w tym domu na rozstajach coś zrobić musi [po wakacjach naturalnie, a co myślałeś, że reżyser studia nagrań nie ma rodziny i kochanki? - ma na bank :-)].
© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut